Nie wszyscy mają odwagę to założyć...
Bluzka z golfo-kapturem i spódnica z firanek PKP. Na to płaszcz z zasłony prysznicowej. Całość uzupełnia torebka z linoleum i kolczyki, które gdy się znudzą, można zjeść...
To nie wymysły szalonego kreatora mody, ale sposób na unikatowość, a właściwie na życie, jaki proponują Maja i Monika, dziewczyny z krakowskiego sklepu "Punkt". "Na życie", bo za tymi osobliwościami kryje się konkretna ideologia, wymagająca od klientów zdecydowanego i odważnego określenia siebie.
Różowa wykładzina i pralki
Ale od początku. Już samo umówienie się na rozmowę sprawia nam nie lada problem. W ciągłych rozjazdach dziewczyny nie mogą znaleźć czasu. W końcu się udaje.
W "Punkcie" zjawiam się przed czasem. Dziewczyn jeszcze nie ma. Czekając przyglądam się temu, o czym wcześniej jedynie słyszałam. Nad całością sklepu dominuje ostra, różowa wykładzina i ogromny plakat z sesji reklamowej. Na wieszakach dziesiątki ubrań, których na próżno szukać w tradycyjnych sklepach. W dodatku każdy egzemplarz inny. Pod ścianą szereg starych pralek, obecnie "stolików". Na środku ogromny regał, na którym dumnie prezentują się oryginalne torby na ramię HO-LO. Miły pan-sprzedawca wyjaśnia, że robione są ze zużytych banerów reklamowych i samochodowych pasów bezpieczeństwa. Działalność podobna trochę do tego co robią dziewczyny, ale o tym później. Całość uzupełnia ekspres do kawy, stoliczek i mała sofa. W "Punkcie" można się nie tylko ubrać, ale i spokojnie wypić kawę.
W końcu zjawiają się właścicielki. Maja, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych i Monika, kulturoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Siadamy i na usta od razu ciśnie mi się standardowe w takich sytuacjach pytanie - jak się zaczęło? Dziewczyny proszą jednak o coś z zupełnie innej beczki. - Prawie codziennie ktoś zadaje nam to pytanie i mamy go już serdecznie dość - wyjaśnia Maja. Próbuję zatem z innej strony.
Czym tak naprawdę jest "Punkt"?
- To nam zajmie dużo czasu - lojalnie uprzedza Monika - bo to nie jest tylko to, co widzisz tutaj. Z jednej strony to faktycznie sklep - ubrania i biżuteria, nasze własne koncepcje i realizacje, ale jest tego trochę więcej - tłumaczy. Zacznijmy jednak od butiku i up-cyclingu, bo to właśnie ten ostatni stał się punktem wyjścia.
W skrócie up-cycling to metoda kreatywnej pracy, przerabiania starego i brzydkiego w ładne i interesujące; to przywracanie do obiegu nieużywanych materii skazanych do wyrzucenia, np. końcówek belek materiałów czy odciętych prób. Dziewczyn nie ograniczają jednak standardowe materiały włókiennicze. Na wieszakach w "Punkcie" często pojawiają się rzeczy zrobione z tworzyw, które z ubraniami nie mają nic wspólnego. Ale tylko pozornie, bo w rękach Mai i Moniki prawie wszystko może stać się swetrem czy spodniami. Nie zdziwcie się więc, jeśli kiedyś na ulicy spotkacie mężczyznę w długim płaszczu z zasłony prysznicowej czy dziewczynę w kolczykach ze spławików.
- Szyłyśmy już z nie wykorzystanych firanek PKP, linoleum, polipropylenu... Czasami uda nam się trafić do jakiejś pani-emerytki, która w wersalce gromadzi prawdziwe skarby, np. materiał, który 30 lat temu rodzina przysłała jej z Anglii, żeby uszyła sobie coś ładnego - wylicza Maja. - Nie tylko ratujemy te rzeczy przed śmietnikiem, ale trochę je nobilitujemy; dodajemy im dodatkową wartość. Popatrz na tą torebkę z linoleum - reszta belki będzie zawsze tylko linoleum, czymś po czym się chodzi, a kawałek, który użyłyśmy jest już czymś zupełnie innym - całkiem elegancką torebką, która gdy ją rozłożysz będzie matą... Prawie jak Kopciuszek.
Ubrania z "pstryczkiem-elektryczkiem"
Wśród klientów "Punktu" największym powodzeniem cieszą się jednak ubrania z "pstryczkiem-elektryczkiem", czyli dodatkową funkcją. Rzeczy, które można założyć na wiele sposobów, np. sukienka z golfem lub kapturem w zależności od humoru właściciela, czy spódnica z wiatraczkami, które można odpiąć i przypiąć wszędzie tam, gdzie będzie pasował standardowy klips.
Upór dziewczyn w realizacji up-cyclingu sprawia, że w pozyskanie materiałów muszą włożyć o wiele więcej pracy niż tradycyjne firmy odzieżowe. Odszukanie 30-letniego materiału w wersalce emerytki nie wymaga na szczęście zakradania się do domu kobiety pod jej nieobecność, ale ogromnej sieci informacyjnej, masy ogłoszeń i nieustannego odwiedzania starych tkalni i zakładów produkcyjnych. - Materiały skupujemy po całym świecie. Nawet podczas prywatnych podróży nie zapominamy o poszukiwaniach. To już prawie zboczenie zawodowe - śmieje się Maja.
Seksowne "sześćdziesiątki"
Ubrania i up-cycling to jednak nie wszystko. Dziewczyny działają również na pograniczu performace'u i jako tzw. grupa nieformalna w trzecim sektorze. - Mamy taką ideę fix, żeby działać społecznie - tłumaczy Monika. - Interesuje nas sytuacja kobiet, ale nie tych z okładek "Vivy" czy "Olivii". My staramy się przedstawiać zwyczajne kobiety w ich codziennym otoczeniu, takie jak my czy ty - dodaje. Dlatego głównymi bohaterkami pierwszej sesji zdjęciowej dziewczyn, która ukazała się na łamach "Wysokich Obrazów", były stateczne panie w wieku 60-70 lat. W drugiej wystąpiły więźniarki z zakładu karnego w Ruszczy. - Te kobiety też potrafią być ponętne, kolorowe i seksowne, i tak właśnie je przedstawiamy - przekonuje Monika.
Akurat kiedy mam zapytać o klientów "Punktu" do sklepu wchodzą dwie starsze panie, około sześćdziesiątki. Z zawstydzeniem tłumaczą, że przyszły się rozejrzeć i szukają czegoś dla wnuczek. - Tak naprawdę wspólnym mianownikiem naszych klientów nie jest wiek, jak w przypadku wielu ogromnych koncernów - wyjaśnia Monika - ale stan ducha, akceptacja własnej osoby. Nasi klienci czują, że nie muszą ukrywać się za znanymi markami. To nie są szare myszki, nie boją się wyjść na ulicę w czymś bardzo oryginalnym, np. ubierzesz kolczyki-gruszki i możesz mieć pewność, że zostaniesz zapamiętana przez co drugą osobę na ulicy. Nie każdy ma tyle odwagi.
I niestety pieniędzy. Dziewczyny wkładają w pozyskanie materiałów i ich obróbkę bardzo wiele pracy, dlatego szyte w "Punkcie" ubrania do tanich nie należą. Spódnica za 180 zł, czy sukienka za 500 nie jest dostępna dla każdego. - To, czy nasi klienci mają pieniądze czy nie, jest kwestią drugorzędną. Ktoś, komu podoba się nasza ideologia, to co robimy, to w jaki sposób i z jaką dbałością powstają nasze rzeczy, jest w stanie uzbierać sobie na wybraną rzecz. To świadomi konsumenci. Niektórzy, zwłaszcza kobiety, dostają czasem zupełnej fiksacji na punkcie jakiejś rzeczy i zrobią wszystko żeby ją mieć. Nawet gdyby była uszyta na słonia czy mamuta to i tak będą w niej chodzić. Ale to już cudowna właściwość kobiet - śmieje się Monika. Jak na razie najwięcej zamówień mają z krajów Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, gdzie idea up-cyclingu oraz krytyka konsumeryzmu jest bardzo popularna. W kraju najwięcej klientek pochodzi z Warszawy.
"Stałe jest tylko poszukiwanie"
Podczas całej naszej rozmowy dziewczyny nieustannie podkreślają, że jest to opis ich działalności na dzień dzisiejszy, a "Punkt" nie jest już tym czym był trzy lata temu, ani tym czym będzie za kolejne trzy. - Tu cały czas coś się zmienia. Stała jest tylko nasza droga, nasze poszukiwanie. Teraz rozmawiamy z Tobą, ale mentalnie jesteśmy już gdzieś w przyszłości. Cały czas zrzucamy skórę i za każdym razem jesteśmy już w innym "Punkcie" - przekonuje Maja. Na pytanie czym "Punkt" będzie za kilka lat, po długim zastanowieniu odpowiadają: - Na pewno realizacją naszego hobby, miejscem gdzie nie idziemy na kompromis, czymś co daje nam 100 proc. satysfakcji. Konkretów nie chcą ujawniać, żeby nie zapeszać. Pozostaje tylko czekać.