Kraj rządzony przez trupa
Prezydentem Korei Północnej jest trup. Zabalsamowany Kim Ir Sen, martwy od 1994 roku, nadal oficjalnie pozostaje głową państwa. Jego urodziny nadal - jak za życia - celebrowane są z histeryczną pompą. W tegorocznych obchodach 95. urodzin zmarłego prezydenta uczestniczyło 100 000 osób.
Oficjalna nazwa dnia urodzin Kim Ir Sena to "Dzień Słońca". Kult przywódcy rozbuchany jest do granic możliwości. Lata w Korei Północnej liczy się od daty narodzin prezydenta. Kraj bazuje na stworzonej przez Kim Ir Sena ideologii "dżucze", samowystarczalności kraju, której ani teoretycznie ani praktycznie wprowadzić w życie się nie da. Mimo to, ideologia "dżucze" wprowadzana jest w Korei w życie.
Nekrokracja
Kiedy jeszcze żył i panował - jako "Wielki Wódz" i "Słońce Narodu i Ludzkości"- stworzył najbardziej totalitarny reżim na świecie. Korea Północna została wepchnięta w klimat ciężkiego absurdu i funkcjonuje w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości. PKB na głowę mieszkańca maleje. Koreańczycy z Północy w dużej mierze funkcjonują dzięki pomocy międzynarodowej. Uciekinierzy i obserwatorzy twierdzą, że panuje tam głód. Donoszą też o obozach koncentracyjnych, gdzie lądują nie tylko kryminaliści i - jak to w dyktaturze - opozycjoniści, ale też zwykli ludzie, skazywani na podstawie brettschneiderowskich oskarżeń.
Za młodu Kim Ir Sen walczył z okupującymi Koreę Japończykami. Był w koreańskiej partyzantce i w Armii Czerwonej. Z jej namaszczenia wrócił po II wojnie światowej do Korei, gdzie zainstalował komunistyczny reżim. ZSRR i KRLD szły ręka w rękę aż do śmierci Stalina i późniejszej destalinizacji. Gdy na komunistycznym betonie w Związku Radzieckim pojawiły się rysy, Kim Ir Sen natychmiast ochłodził i rozluźnił relacje z Moskwą. Nie chciał, by w Korei działo się to samo. I - mimo, że od tego czasu upłynęło 50 lat - nie dzieje się.
Kim Ir Sen - jak za życia, tak i po śmierci - jest otaczany boską czcią. Przypomina bardziej obdarzonych supermocami bohaterów z filmów manga i anime, niż człowieka. Ideologia dżucze i jej pochodne są upychane i wciskane w koreańskie głowy za pomocą topornych narzędzi propagandowych.
Jego złote myśli są wykuwane w skałach i umieszczane na cokołach. Jedna z oficjalnych, propagandowych stron koreańskich - www.uriminzokkiri.com - wylicza te złote myśli. Są tam tak oryginalne spostrzeżenia, jak to, że "miłość i nienawiść to dwie strony tego samego uczucia", albo "oczy mas są zawsze pełne mądrości", czy "odpłacanie miłością na miłość to dobra cecha w człowieku".
Opozycja - nawet jeśli istnieje - jest słaba, i to nie tylko dlatego, że prześladuje ją policja polityczna. Poziom indoktrynacji w społeczeństwie sprawia, że obywatele zaczynają pod względem samodzielności myślenia przypominać roboty. To jest spadek Wielkiego Wodza Kim Ir Sena. Martwego prezydenta. Człowieka, który nawet będąc trupem ma na państwo największy wpływ.
Kim Ir Sen jest zatem prezydentem, ale - mimo swego geniuszu i nadnaturalnych zdolności - zza grobu rządzić nie potrafi. Wielkie dzieło kontynuuje zatem jego syn - Kim Dzong Il. Kim Ir Sen jeszcze za swojego życia przypuścił go do swego kultu. Jego oficjalny tytuł brzmi "Umiłowany Przywódca". Jest szefem Narodowej Komisji Obrony i przewodniczącym Koreańskiej Partii Pracy.
Umiłowany przywódca
Niewiele wiadomo o nim rzeczy pewnych. Niektóre doniesienia są sprzeczne: mówiło się o jego graniczącym z kretynizmem upośledzeniu intelektualnym oraz o poziomie IQ geniusza. Krążą legendy o jego alkoholowych orgiach z tabunami nagich tancerek, a jednocześnie nigdy nie widziano go pijanego.
Wiadomo jednak, że Kim lubi luksus. Sprowadza najdroższe modele samochodów. Ma - w przybliżeniu - siedemnaście luksusowych "pałaców". Jest koneserem dobrych alkoholi - w piwnicach rezydencji leżakują dziesiątki, jeśli nie setki, tysięcy butelek najlepszych win i koniaków. Kiedy jechał z oficjalną wizytą do Moskwy (9 dni luksusowym, opancerzonym pociągiem, bo boi się latać) codziennie dowożono mu świeże homary. Jadł je srebrnymi, zabytkowymi pałeczkami o cudownej mocy wykrywania trucizny.
Wielki kinoman i politycznie zaangażowana Godzilla
Kim Dzong Il jest fanem kina. Jego filmoteka liczy - podobno - 20 000 tytułów. Uwielbia Bonda, choć jak mało kto przypomina "geniuszy zła" z jego filmów. Kocha Godzillę. Kocha Godzillę do tego stopnia, że w 1978 roku, kiedy był jeszcze tylko następcą tronu, zlecił służbom specjalnym porwanie znanego południowokoreańskiego reżysera - Shin-Sang Oka.
007. Kim Dzong Il uratował małżeństwo, łagodnie sugerując Shinowi i Choi, że powinni do siebie wrócić. Nie bardzo mieli inne wyjście. Mieszkali w Korei Północnej przez 8 lat. W 1986 roku, kiedy przebywali na delegacji w Wiedniu, para uciekła do ambasady USA.
W Korei Północnej oglądanie i rozpowszechnianie filmów, które nie przeszły cenzurowej weryfikacji jest zakazane. Surowo: jak donoszą uchodźcy z Korei, w kilku miastach publicznie wykonano wyroki śmierci na osobach, które kopiowały i dystrybuowały południowokoreańskie seriale. Oficjalne propaganda KRLD utrzymuje, że mieszkańcy Korei Południowej żyją w nędzy. Z seriali wynika co innego, dlatego są zakazane.
Mimo to, Kim demonstracyjnie i operetkowo zaangażował się w obronę zasad humanitaryzmu. Dwóch Koreańczyków z Północy, podróżujących pociągiem z Rosji do Helsinek zostało zatrzymanych przez straż graniczną po tym, jak na granicy odmówili okazania fińskiej celniczce paszportów. Nie władali językiem angielskim i nie byli w stanie wyjaśnić celniczce, że są dyplomatami KRLD. Korea złożyła oficjalny protest w sprawie łamania praw człowieka przez Finlandię.
Superkim
Kim Dzong Il, podobnie, jak ojciec, posiada "supermoce". Pienia jego propagandy przesuwają Kima w absurd, który już dawno przekroczył granice śmieszności. Mówiąc wprost - Kim Dzong Il przypomina Chucka Norrisa z dowcipów.
Kim Ir Sen pamięta numery telefonów wszystkich swoich doradców. Kiedy trzeba, przypomina je sobie "z szybkością błyskawicy", wprawiając swoje otoczenie w podziw. Wystarczyło krótkie spojrzenie na groby na cmentarzu, który odwiedzał Kim, by Ukochany Przywódca wiedział już wszystko na temat osób na nim pochowanych, włącznie z imionami przodków, datami urodzin i śmierci oraz osobistymi osiągnięciami. Otoczenie nie mogło wyjść z podziwu.
Jest Kim świetnym golfistą. Najlepszym, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Osiąga - według oficjalnej prasy - lepsze wyniki od Tigera Woodsa. Z tego powodu nie wziął udziału w organizowanych w 2004 roku golfowych mistrzostw obu Korei. Po co stresować zawodników.
Napisał 6 oper. Jest genialnym architektem, zaprojektował osobiście gigantyczny pomnik idei Dżucze w Phenianie. Jest, jak chwalił się w rozmowie z prezydentem Korei Południowej, ekspertem od internetu. W kraju, gdzie do niedawna internet był całkowicie zakazany, a obecnie jest silnie ograniczony. W kraju, w którym nie wolno posiadać telefonów komórkowych. Kim jak mało kto zna się na sporcie. Osobiście poucza kadrę narodową, jak też należy zwyciężać. Uwielbia karaoke, uważa, że podnosi ona morale żołnierzy w walce z imperializmem. Zamierza wyposażyć w nie wszystkie jednostki. Podobno kwiaty kwitną, gdy się do nich zbliża. Kiedy się rodził - na szczycie świętej góry Baekdu (w rzeczywistości na radzieckiej Syberii) na niebie pojawiła się podwójna tęcza. Narodziny Kima zapowiedziały zstępujące z nieba, rozśpiewane jaskółki. Jak przy przebudzeniu jelonka Bambi.
Raj
W miastach Haengyong, Yodok, Kaechon, Chongjin, Hwasong, Kyungsung i Senghori znajdują się - według relacji świadków - obozy koncentracyjne. Bardzo prawdopodobne, że dokonuje się tam okrutnych doświadczeń na ludziach. Jeszcze bardziej prawdopodobne są doniesienia, że warunki w obozach uwłaczają wszelkim możliwym standardom, a bestialstwo strażników kończy się dla więźniów najczęściej śmiercią.
Korea Północna porywała w celach szpiegowskich obywateli Japonii, do czego Kim w 2002 roku nieoficjalnie się przyznał. Obecnie milczy na ten temat, a koreańscy rzecznicy stanowczo zaprzeczają. Mówi się, że do haremu Kima porywano Japonki i Koreanki z Południa.
Gospodarka Korei Północnej nigdy nie należała do efektywnych. Centralne planowanie, dżucze i obsesyjny rozwój przemysłu ciężkiego nie sprzyjają rozwojowi. Od upadku ZSRR pogrąża się coraz bardziej. Kwestia międzynarodowej pomocy dla Korei Północnej często staje się zakładnikiem polityki nuklearnej Kima. Cierpią na tym ludzie, tym bardziej, że kraj nawiedzają plagi silnych powodzi. Klęska głodu w latach 90 kosztowała życie miliony osób (dokładne dane są niedostępne). Dystrybucja dóbr - ponadto - przebiega według klucza ideologicznego. Te regiony, w których - jak uznaje komunistyczny rząd - są wyjątkowo "nieprzychylne idei dżucze" - są traktowane po macoszemu.
W kraju panuje atmosfera wiecznej wojennej agitacji. Koreańczycy nie mogą - bez zezwolenia - rozmawiać z cudzoziemcami. Jak donosi tegoroczny raport Amnesty International rodziny osób, którym udało się wydostać z Korei - znikają. Znikają też rodziny uciekinierów zawrócone - najczęściej z Chin - z powrotem do Korei.
Dzieciom od małego wpaja się nienawiść do imperialistów, w szczególności amerykańskich.
"Dobijmy imperialistyczne amerykańskie wilki!" - to cytat, za portalem "Koreascope", z północnokoreańskiego podręcznika dla dzieci z 2 klasy podstawówki. Podręcznik dla klasy 4 informuje, że Amerykanie robią z "biednych i głodnych dzieci" z Korei Południowej świnki morskie w swoich eksperymentach z bronią biologiczną. "Kiedy mierzymy z naszej broni, zamykając jedno oko, roznosimy Jankesów na kawałki" - to tekst piosenki dla dzieci (podręcznik do muzyki, 3 klasa podstawówki).
Z tego i wielu innych powodów, osoby, które uciekły na Południe, najczęściej nie są w stanie poradzić sobie w kapitalistycznej i demokratycznej codzienności. Wojna z Koreą Południową, która odbyła się ponad 50 lat temu - teoretycznie - nigdy się nie skończyła. Zgodnie z ostatnimi ustaleniami pomiędzy oboma przywódcami - Kim Dzong Ilem i Ro Mu Hiunem z Korei Południowej - traktatu pokojowy oficjalnie kończącego wojnę można spodziewać się w listopadzie tego roku. To - jak uważają niektórzy eksperci - część polityki "kotka i myszki", którą Kim uprawia od dłuższego czasu wobec świata zewnętrznego. Chodzić ma o pozorne łagodzenie stosunków ze światem, by za chwilę na nowo je zamrażać. Inni obserwatorzy wierzą, że Koreański monolit zaczyna kruszeć. Toczą się negocjacje na temat zamrożenia bądź całkowitego zlikwidowania koreańskiego programu nuklearnego, którego istnienie jest powodem wpisania imperium Kima na amerykańską listę "osi zła". Kim negocjuje, przyznaje, że prowadzi nie jeden, a dwa programy nuklearne. Sekretarz Stanu Condoleezza Rice wyraziła gotowość skreślenia Korei z listy "osi". Niewykluczone, że niedługo potem będzie musiała z powrotem ją tam umieścić. Kim jest humorzasty.
Od czasu do czasu mówi się, że w Korei szykuje się przewrót. Że generałowie szepczą, że Kim nie pojawia się na spotkaniach. Nigdy nie udało się wyjść poza spekulacje. Nikt tak naprawdę nie wie, co się dzieje tym kraju.
Wiele wskazuje jednak na to, że dynastia Kimów będzie w dalszym ciągu wieść betonowy, koreański reżim w przyszłość. Po Kim Dzong Ilu - jak głoszą plotki i nieoficjalne doniesienia, bo tylko na nich można się oprzeć - ma problemy ze zdrowiem. Podobno - jak pisał południowokoreański dziennik Chosun Ilbo - do objęcia władzy szykuje się jego syn - Kim Dzong Nam. Podobno zainstalował się już w kierownictwie partii komunistycznej.
Tymczasem Kim stopniuje światu napięcie związane z rozwojem północnokoreańskiego programu atomowego. Oprócz atomu - jak głosi oficjalna propaganda - Kim rozwija też "myśl dżucze".
"Nie patrząc na złożoną sytuację, towarzysz Kim Jong Il niepospolitą przenikliwością i mądrym kierownictwem otwiera nową erę budowy potężnego i rozkwitającego mocarstwa. I w Korei zapłonęła zorza potężnego i rozkwitającego mocarstwa, następuje etap nowego rozkwitu" - czytamy na oficjalnej polskiej stronie KRLD.