Kiedy dziecko choruje na depresję
Szacuje się, że dwa procent dzieci w Polsce cierpi na depresję. Właściwe leczenie, przez błędną diagnozę, podejmuje tylko część z nich. - Dziecko nie jest leczone na chorobę, z którą się zmaga, a jest to choroba śmiertelna. Depresji towarzyszą myśli samobójcze, jeśli pomoc nie pojawi się w porę, może dojść do tragedii - zwraca uwagę w rozmowie z Interią dziennikarka i psycholog Anna Morawska, autorka książki "Twarze depresji".
Dariusz Jaroń, Interia: Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia w Polsce na depresję leczy się około 8000 dzieci. W jakim stopniu te dane są niedoszacowane?
Anna Morawska: Na depresję wśród dorosłych leczy się pół miliona Polaków, szacuje się, że cierpi na nią trzy razy więcej osób. Należy przypuszczać, że w przypadku dzieci poziom niedoszacowania jest podobny. Są też oficjalne szacunki, które mówią o tym, że na depresję choruje dwa proc. wszystkich dzieci w Polsce.
Skąd bierze się tak wysoki poziom niedoszacowania?
- Depresja u dzieci może objawiać się inaczej niż u dorosłych. Oprócz typowych objawów takich jak przygnębienie, utrata energii, zainteresowań, brak apetytu, bezsenność, czy myśli samobójcze, mogą pojawić się również gorsze oceny w szkole, agresja i pobudzenie. Szczególnie te dwa ostatnie objawy zdecydowanie różnią się od "tradycyjnej" depresji. To rodzi poważny problem z diagnozą. Zdarza się, że dzieci są źle diagnozowane lub ich objawy są bagatelizowane. A - jak wspomniałam - nawet gorsze oceny w szkole, agresja, mogą świadczyć o tym, że dziecko choruje na depresję. Tymczasem diagnoza idzie w kierunku np. ADHD lub zaburzeń zachowania.
Jakie konsekwencje może mieć błędna diagnoza lekarska?
- Pociąga za sobą całe błędne leczenie. Dziecko nie jest leczone na chorobę, z którą się zmaga, a jest to choroba śmiertelna. Depresji towarzyszą myśli samobójcze, jeśli pomoc nie pojawi się w porę, może dojść do tragedii. Według statystyk policji w zeszłym roku samobójstwo popełniło 161 dzieci, próbę samobójczą podjęło ponad pół tysiąca. To pokazuje skalę dramatu, z jaką mamy do czynienia. Dlatego ruszyliśmy z kampanią "Twarze depresji. Nie oceniam, akceptuję". Chcemy zatrzymać negatywny trend wzrostu liczby samobójstw wśród dzieci i młodzieży, i błędnego leczenia tej choroby lub braku leczenia.
"Depresja dziecięca" nie jest jednostką chorobową, a diagnozowanie małych pacjentów nie zawsze jest skuteczne. Czy to się może zmienić w najbliższym czasie?
- Nic mi nie wiadomo na temat starań w kierunku opracowania diagnozy specjalnej dla "depresji dziecięcej". Takiej diagnozy nie ma, a chyba nikt już nie ma wątpliwości, że ta choroba dotyka również najmłodszych. Najmłodsze dziecko na świecie, u którego zdiagnozowano depresję, miało dwa lata. Z mojego doświadczenia jako psychologa mogę powiedzieć, że choroba w zdecydowanym stopniu dotyka jednak nastolatków, a nie małe dzieci.
Jakie są przyczyny depresji u dzieci i młodzieży?
- Część dzieci jest obciążona genetycznie przez rodziców, którzy cierpią na depresję. Nie nadążają również za pędem cywilizacyjnym. Wpływ na rozwój choroby mają także: nadmiar obowiązków w szkole, problemy z rówieśnikami, okazywanie nienawiści, znęcanie się rówieśników, trudności w domu, takie jak rozwód rodziców, śmierć najbliższych. Wielu dorosłych takiego obciążenia nie wytrzymuje, a co dopiero dzieci. Tak było np. w przypadku 13-letniej Amelii, która zgłosiła się do mnie jako pomysłodawczyni kampanii "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję".
- Dziewczynka rok temu zachorowała na depresję. Załamała się, kiedy jej mama trafiła na OIOM, gdzie przez kilka miesięcy walczyła o życie. W domu została z dziadkiem i dwoma młodszymi siostrami. Rodzice rozwiedli się dwa lata temu. Wzorowa uczennica z powodu depresji nie mogła się skupić, a czekał ją egzamin szóstoklasisty. Nauczycielka Amelii w porę zainterweniowała i za zgodą mamy, która nadal była na OIOM-ie, zawiozła nastolatkę do szpitala psychiatrycznego w Józefowie. Dzięki psychiatrom i terapeutom Amelia wraca do zdrowia. Znów się uśmiecha. Wróciła do szkoły, ale kontynuuje zarówno psychoterapię jak i farmakoterapię. Teraz zbiera środki dla innych pacjentów: na trampolinę, naklejki. Drobne rzeczy, które mogą pozwolić im poczuć się jak w domu. Jej akcję można wesprzeć na Facebooku
Jak odróżnić bunt nastolatka od objawów depresji? Na co rodzice powinni zwrócić uwagę?
- Na te same objawy, które pojawiają się w przypadku depresji u dorosłych: obniżony nastrój, brak energii, niemoc wstania z łóżka, pójścia do szkoły. Jeśli ten stan utrzymuje się dłużej niż dwa tygodnie, to sygnał dla rodziców do poważnego zaniepokojenia. Należy natychmiast udać się do specjalisty - psychiatry lub psychologa np. w szkole lub w najbliższej poradni zdrowia psychicznego. Kiedy dziecko zaczyna wprost mówić, że popełni samobójstwo, a takie przypadki się zdarzają, wtedy najlepiej od razu pojechać na ostry dyżur psychiatryczny. Dziecko musi otrzymać pomoc i zostać przyjęte bez kolejki.
Psychiatria dziecięca to bardzo niedofinansowana gałąź medycyny.
- Najbardziej niedofinansowana! Ten dział medycyny rzeczywiście pozostawia wiele do życzenia. Brakuje około dwustu psychiatrów dziecięcych, w niektórych rejonach kraju na tysiące dzieci przypada tylko jeden specjalista. Mam nadzieję, że zacznie się o tym głośno mówić, dostrzegać problem.
To pierwsza kampania dedykowana dzieciom, ale też druga odsłona akcji "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję". Z jakim odbiorem się spotkaliście?
- Odzew jest niesamowity. W Toruniu podeszła do mnie 20-letnia kobieta. Powiedziała, że straciła pracę, przestała wychodzić z domu, nie wiedziała, co się z nią stało. Dopiero jak dowiedziała się o akcji, wysłuchała historii jej ambasadorów, zrozumiała, że też cierpi na depresję. Podjęła leczenie, a po kilku miesiącach wróciła do normalnego życia. Podobnych sygnałów z całej Polski jest wiele. Taki był nasz cel: żeby osoby chore na depresję poszły do specjalisty i rozpoczęły leczenie. To jedyna droga, jak pokazuje kampania - możliwa.