Jeszcze Polska nie zginęła!
Polskie społeczeństwo ma powody do dumy ze swojej historii. Nie zawsze była ona najpiękniejsza, nie zawsze byliśmy tak skuteczni, jak byśmy mogli - ale nie ma państwa z samymi jasnymi kartami. Co więcej, jak na kraj o takim, a nie innym położeniu geopolitycznym radziliśmy sobie całkiem nieźle.
Z czego w polskiej historii możemy być szczególnie dumni?
Naród to wspólnota, która obecnie wydaje nam się wspólnotą istniejącą odwiecznie i bezwzględnie. W nauce te poglądy jednak nie są dominujące. Perennialiści i prymordialiści ku nim się skłaniają, ale większość politologów i historyków dostrzega ukształtowanie się narodów na przełomie XVIII i XIX wieku, w czasie, gdy trzeba było na czymś oprzeć budowę uwspółcześniającej się struktury państwowej.
Gdyby jednak nie było na czym jej opierać, upadłaby. Niektóre etnie, które istniały już od dawna, zaczęto utożsamiać z państwami. Tak tworzyły się narody państwowe. Inne etnie nie miały tyle szczęścia - na własną niepodległość przyszło im czekać długo, pogodzić się z własną pozycją albo walczyć nadal.
Polakom, których etnia nawiązywała do spuścizny państwowej I Rzeczpospolitej i Królestwa Polskiego (choć nie była jedyną, która w tych państwach uczestniczyła: litewsko-białoruska, na przykład, też nawiązywała i i też uczestniczyła: przynajmniej do czasu), powiodło się całkiem nieźle: utrzymywała swoją świadomość przez cały okres zaborów i doprowadziła do odrodzenia polskiego państwa w 1918 roku.
Tak więc trudno mówić o I Rzeczpospolitej i Królestwie Polskim wprost jako o "państwach narodu polskiego" - bo impuls do powstania najpierw księstwa, później królestwa ze stolicą w Gnieźnie a potem w Krakowie dały plemię Polan, następnie zjednoczone z Wiślanami, później obejmujące coraz liczniejsze plemiona: Ślężan, Lędziców itd. i narzucając im swoją kulturę, a jeszcze później wchodząc w unię ze zorganizowanymi strukturami, jak Litwa, czy wchłaniając obce etnie, jak ruską, a także przyjmując napływowe, jak żydowską i niemiecką. Kultura polska dominowała na obszarze Korony, nie dominowała już jednak (ani nie była urzędowa) w Wielkim Księstwie Litewskim. W czasach Królestwa Polskiego polszczyzna była mową potoczną, bowiem urzędowym językiem pozostawała łacina, miasta były w znacznym stopniu niemieckie, a dwór królewski ulegał językowym modom. Społeczeństwo jednak - i to tak szlachta, jak chłopi - posługiwało się polszczyzną i to na tym gruncie zbudowano naród polski takim, jakim znamy go dzisiaj.
Gdzie więc miejsce do "dumy z wydarzeń w życiu narodu" w tak skomplikowanej i zrealtywizowanej konstrukcji?
Nie wspominając o tym, że wielu z nas nawet nie ma specjalnej genetycznej ciągłości z dawnymi Polakami czy obywatelami Rzeczypospolitej. Przodkowie wielu z nas przybyli na te ziemie później, zostali "wtopieni" w polską kulturę itd.
A jednak dumę można czuć.
Bo jednak nasze państwo jest kontynuatorem I Rzeczypospolitej i Królestwa, choćby nie były państwami narodowymi. A nasza etnia brała w ich życiu istotny udział. A cechy narodowe i sposób, w jaki się narody organizują - wbrew wielu - istnieją i są prawdziwe. Wystarczy poczytać wspomnienia markiza la Custine'a z XIX-wiecznej Rosji, a wydać się może, że zmieniły się jedynie technologie i moda.
Dlatego to, co udawało się naszym przodkom (nie tyle bezpośrednim, tylko "przodkom w kulturze") warto dostrzegać i na bazie tego budować nasze narodowe samopoczucie. Bo wewnętrzny system mentalny i strukturalny, jaki tworzy państwo jest naprawdę długowieczny. Dlatego koniecznym jest wyłuskiwanie z historii naszego kraju jego sukcesów, momentów kreatywności, by to na nich, a nie na błędach, oprzeć naszą historię przyszłości.
1. Chrzest Polski. Przyjęcie łacińskiego pisma, rozwiązań cywilizacyjnych i kulturowych
Przełamanie tradycyjnych oporów przed nieznanym i wejście w nowy krąg cywilizacyjny było osiągnięciem niełatwym i odważnym. Dokonane zostało wprawdzie siłą i jeszcze prawie pół wieku później rozwiązania chrześcijańskie społeczeństwo traktowało jako obce, o czym świadczy gwałtowny powrót do pogaństwa w latach 30. XI wieku.
Jednak obecnie mało kto neguje, że chrześcijaństwo odegrało w historii i tworzeniu tożsamości Polski rolę istotną. Tych wątpliwości nie mają przede wszystkim tradycjonaliści, ludzie o poglądach podobnych do tych, którzy w czasach chrztu również przeciwstawiali się "obcej inwazji z zachodu".
W czasach wstępowania Polski do Unii Europejskiej, które było - podobnie, jak chrzest - integracją z zachodnią kulturą i cywilizacją - z tamtej właśnie strony podnosiły się najgłośniejsze protesty.
A przecież to jak najmocniejszy związek z cywilizacją Zachodu jest nie tylko w interesie Polski, ale jest także jedną z najsilniejszych polskich tradycji.
Można tylko żałować, że przedchrześcijańskie tradycje nie zachowały się w Polsce tak mocno, jak np. w świecie Śródziemnomorza, Irlandii, Skandynawii czy choćby na Litwie. Niektórzy upatrują w tej chrześcijańskiej gorliwości i odcięciu się od dotychczasowego słowiańskiego dorobku relatywnej słabości kultury późniejszej Polski.
2. Zjazd gnieźnieński
Niezależnie od motywów, jakie kierowały Chrobrym, gdy przystępował do wielkiej wizji młodego Ottona - zjazd gnieźnieński był wydarzeniem istotnym, choć - podobnie, jak Konstytucja 3 Maja, stanowiącym jedynie wielki początek czegoś, co nigdy nie nadeszło. Z idei wielkiego europejskiego imperium, w którym Polska miałaby grać rolę pierwszych skrzypiec - nic nie wyszło. Państwa niemieckie wytworzyły swoje, wcale nie uniwersalistyczne, Święte Cesarstwo, a Francja i Rzeczpospolita poszły swoimi drogami. Francja z sukcesem, a Polska łatwo nie miała.
Czy jednak zupełnie nic z tej wizji nie zostało? Nieprawda.
W obecnej Unii Europejskiej, która jest niczym innym, jak nową formą uniwersalistycznego imperium, tyle, że zbudowanym nie tylko na wartościach chrześcijańskich, ale przede wszystkim na oświeceniowych, Polska dąży do uzyskania pozycji jednego z głównych graczy, przy czym ustawienie jest podobne.
W X wieku mówiło się o Germanii, Gallii, Italii i Sclavinii. Obecnie graczy jest więcej, ale Polska mocno stawia na trójkąt weimarski (Francja-Niemcy-Polska), nawet jeśli trzeba wiele jeszcze, by go ożywić. A wiedząc, że sama Polska w tym trójkącie jest najsłabsza, wzmacnia swoją pozycję opierając się o czwórkę wyszehradzką, czyli państwa Europy Środkowej. Z której tylko Węgry nie są "Sclavinią".
3. Grunwald, ale nie tylko: wszystkie zwycięskie wojny z Zakonem
Kultura i państwowość polska były na tyle silne, że oparły się próbom kolonizacji ze strony jednej z najsilniejszych zachodnioeuropejskich kultur - same pozostając jednoznacznie Europą.
Zakon Krzyżacki, instalując się w Prusach, przyniósł tam ze sobą nie tylko najnowocześniejsze rozwiązania cywilizacyjne, ale i propagandę mówiącą, że ktokolwiek występuje przeciw nim, ten występuje przeciw chrześcijaństwu jako takiemu. I przeciw Europie.
Polska jednak była już tak mocno w Europie osadzona, że - nawet, jeśli musiała uciec się do pozachrześcijańskich sojuszników - ledwie i po łebkach schrystianizowanej Litwie i w ogóle z innej bajki Tatarom - sama nie pozwoliła wytrząść się z chrześcijańskiego kręgu cywilizacyjnego, tylko szła na krzyżowców z Bogurodzicą na ustach. Polska "wersja" chrześcijaństwa nie została pokonana przez zachodnią. Okazaliśmy się mocnym członkiem europejskiej wspólnoty, m. in. dzięki reformom Kazimierza Wielkiego i czeskiego Wacława, które umocniły jej rozwiązania w Królestwie.
Przy czym etnia niemiecka w późniejszym Królestwie Polskim nie tylko nie była prześladowana (Łokietek i jego "kołomyja, koło, miele młyn" był wcześniej), ale i kwitła, wydając ludzi formatu światowego, jak choćby Kopernik.
Gdyby Zakon kolonizował Królestwo za pomocą własnego "soft power" zamiast agresywnej polityki siły - kto wie, być może wyszłoby to na dobre wszystkim. Wątpliwe, by udało się im zgermanizować tak silną kulturę, jak zachodniosłowiańska, ale być może Słowianie - przejmując zachodnie rozwiązania zamiast z nimi wojując - podnieśliby rozwój swoich ziem, podobnie, jak Wielkopolanie podnieśli rozwój swoich, przez wieki pokojowo sąsiadując z Niemcami. A nawet żyjąc "pod" nimi i mądrze przejmując to, co na Zachodzie najlepsze.
4. Polityka dynastyczna Jagiellonów
Czy Jagiellonowie to Polacy? Jak na to patrzeć? Etnicznie, a nawet kulturowo - nie, przynajmniej w przypadku Jagiełły. Jednak reprezentowali strukturę państwową, w której brała udział - i to dominujący - również polska etnia. Byli reprezentantami państwa, którego jesteśmy spadkobiercami.
Ich polityka dynastyczna stanowiła bardzo mocne wejście państwa polskiego w rozgrywkę europejską. Z państwa na rubieżach cywilizowanego świata staliśmy się ważnym graczem przy europejskim stole. Około 1500 roku Jagiellonowie opanowali całą Europę Środkową, a państwa, którymi władali sięgały od Adriatyku po Bałtyk i Morze Czarne, od nasady Bałkanów po przedmoskiewskie równiny, od opanowanych przez Mongołów pustych stepów po wysoko cywilizowane Niemcy.
I nie chodzi tutaj o prostą "dumę" z opanowania szerokich terytoriów. Bardziej z tego, że udało się stworzyć organizm - mniej lub bardziej spójny - który łączył Europę Środkową w jeden obszar, który, zintegrowany, mógłby tworzyć atrakcyjny ośrodek cywilizacyjny pomiędzy Niemcami a prawosławiem.
Tym bardziej, że kraje Jagiellonów pod względem cywilizacyjnym nie były na tym terenie ciałem obcym, jak - na przykład - później Rosja ze swoimi "wschodnimi" rozwiązaniami. A koncepcja zjednoczenia Europy Środkowej będzie wracać jeszcze nie raz, jako "Mitteleuropa" , "Międzymorze", czy nawet Grupa Wyszehradzka.
5. Demokracja i przywileje szlacheckie
Zanim się wyrodziła i stała własną karykaturą, była całkiem cywilizowanym rozwiązaniem, które zapewniało jak najszerszej części społeczeństwa udział w sterowaniu państwem (przy czym nie wolno zapominać, że chłopi funkcjonowali w Rzeczpospolitej na marginesie historii i uczestnictwa w państwie o wiele dłużej, niż w większości krajów Zachodu).
O ile sprawnie działająca (a długo działała całkiem sprawnie) demokracja szlachecka można uznać za swego rodzaju przedsmak obecnych rozwiązań państwowych (choć niekoniecznie ich bezpośredniego przodka), to wiele przywilejów szlacheckich to przodkowie dzisiejszych praw człowieka (których jednak, pamiętajmy, ta sama szlachta odmawiała często "własnym" chłopom).
Przywilej neminem captivabimus na przykład, gwarantujący nietykalność osobistą bez sądowego wyroku - to baza stosunku współczesnego państwa do obywatela.
System bowiem, w którym nie tylko obywatel ma obowiązki wobec państwa, ale również - a nawet przede wszystkim - państwo ma obowiązki wobec obywatela uczestniczącego w państwowym projekcie, to fundamenty cywilizowanego państwa.
6. Udział w europejskim Oświeceniu
W czasach, gdy kraj upadał politycznie, gdy szlachta rozłożyła demokrację na czynniki pierwsze i nie złożyła w nic interesującego, a mocarstwa sąsiednie coraz mocniej ingerowały w rozsypujący się kraj - Polska wzięła udział w europejskim powrocie do racjonalizmu. Przy czym w Polsce - przynajmniej na początku - nurtem tym kierowali... duchowni.
Jednak ponowne włączenie w kulturę europejską antyku i antyczne podejście do - na przykład - ciała czy obyczajowości jest jednym z fundamentów nowoczesnej Europy, podobnie, jak ustabilizowane wtedy poglądy na humanitaryzm i prawa człowieka, rozdział religii od władzy i koncentracja na racjonalistycznym i pozbawionym uprzedzeń sposobie badania świata. Gdzie byśmy bowiem byli, gdybyśmy badania nad pochodzeniem człowieka zamknęli i zaszpuntowali w momencie, w którym zaczęły się rozjeżdżać z wizją biblijną?
Dlatego uczestnictwo Polski w wielkim oświeceniowym projekcie można uznać za powód do dumy. Konstytucja 3 maja zresztą i reformy Polski w nurcie oświeceniowym, owoc etego projektu, były jedną z ostatnich prób zatrzymania katastrofy. Tyle, że było już za późno.
Powrót Polski do niepodległości po zaborach był z jednej strony niesamowicie szczęśliwym zbiegiem okoliczności, ale z drugiej - tej okoliczności świetnym wyzyskaniem. Z naszej perspektywy postrzegamy II RP jako monolit, ale jeśli nawet dziś czujemy skutki podziałów dzielnicowych (kolej, pewne różnice w mentalności), to jakim trudnym do ogarnięcia zlepkiem różnych nie tylko kultur, ale i cywilizacji musiała być tamta Polska! O ile zabory austriacki i pruski mogły raczej bez specjalnego problemu ze sobą współdziałać, to jednak ton młodemu państwu nadawał dawny zabór rosyjski - a on, pamiętajmy, był tą częścią Rzeczpospolitej, która najdłużej była wystawiona na działanie Rosji. Kto wie, jak wyglądałby nasz kraj, gdyby stolicę przeniesiono wtedy do Krakowa czy Poznania.
Polska, mimo, że każdy z aspirujących do władzy obozów miał mnóstwo wad i mimo, że była krajem na dużych obszarach potwornie zacofanym - miała mocne ambicje. I stworzenie w kraju tak podzielonym, i to podzielonym w czasach newralgicznych, kiedy tworzyło się właśnie nowoczesne społeczeństwo - sprawnie działającego państwa, podjęcie wielkich projektów, jak Gdynia czy COP (szczególnie w obliczu naszych dzisiejszych porażek autostradowych czy tych związanych z przestrzenią publiczną) - musi być rzeczą imponującą.
8. Bitwa warszawska
Wynik szczęścia, czy umiejętności dowództwa - bitwa ta miała kolosalne znaczenie dla państwa, którego forma była jeszcze niewykuta, a treść niewyodrębniona z jej nadmiaru. Skonsolidowała je, dala wiarę w siebie i ustanowiła mit założycielski. Pamiętajmy przecież, że Rosjan w Warszawie nie było od paru zaledwie lat, a z rusyfikacji polskiego języka nie zdajemy sobie nawet sprawy (a wystarczy po polsku zakląć, by odezwał się nasz "wewnętrzny Rosjanin").
Jeśli radzieckie państwo zainstalowałoby się na stałe w Polsce już w 20-leciu, kto wie, czy nasz język i kultura nie byłyby tak zrusyfikowane jak obecne język i kultura Ukrainy? Albo czy Rosjanie nie byliby obecnie tak silnie obecni w życiu państwowym, jak na Łotwie czy w Estonii, ustawiając nasz kraj na pograniczu dwóch (choć bliskich i coraz bardziej się do siebie zbliżających) cywilizacji?
9. Kontrkultura w PRL
Jazz, bitnicy, buty na słoninie, filmy z Bogartem. A potem hipisi, punk, metal - Polska nie tylko aktywnie uczestniczyła w zachodniej kulturze społecznej, ale nie kopiowała jej, tylko posiadała swój własny ton.
Robotniczy punk - na przykład - miał w Polsce mocny nurt inteligencki, a hipisi raczej nie byli specjalnie prosocjalistyczni w kraju, w którym socjalizm już działał. I to działał, jak działał.
To jednak kontrkultura właśnie była naturalnym, oddolnym ruchem, naturalną manifestacją społecznej przynależności Polski do kultury Zachodu, jej wyboru cywilizacyjnego. Dla reszty demoludów - na czele z ZSRR - przez Polskę właśnie docierała do zamkniętego soc-obozu zachodnia "soft power". Która ucieleśniała się zresztą w naprawdę świetnych wytworach kulturowych.
Nie zapominajmy też, że PRL-owska kontrkultura pomagała nam oswajać około 1/3 kraju, czyli poniemieckie ziemie zachodnie. Podczas, gdy PRL desperacko i w groteskowy sposób próbował przekonać o "odwiecznej polskości tych ziem", to prawdziwej - na przykład - adaptacji kulturowej Wrocławia dokonał major Fydrych i jego krasnale: to one przecież, a nie starosłowiański gród, który i tak już nie istnieje - są tym, co do polskiej kultury wniósł Wrocław.
Kontrkultura brała aktywny udział w obalaniu systemu socjalistycznego. Ale nie tylko. Podobnie, jak na Zachodzie miała istotny wpływ na zmiany w obyczajowości, zachęcając młodych ludzi do zrzucenia konserwatywnego gorsetu i przeniesienia siły ciężkości ze wspólnoty na jednostkę i jej prawa (oraz obowiązki) we wspólnocie. Innymi słowy - miała istotny wpływ na wykształcenie nowego pokolenia Polaków.
10. Pokojowy 1989 i integracja europejska
"Solidarność", w której zwyciężyła opcja zdroworozsądkowa, nieagresywna, racjonalistyczna i dialogowa, która doprowadziła do pokojowych przemian po "okrągłym stole" to wartość w ostatnich czasach coraz bardziej niedoceniana i kontestowana. Bo można było "dobić komunistów", "zniszczyć do końca poprzedni system".
Partyzancka walka z państwem i jego strukturami, które - choć były, jakie były, ale jednak były - była igraniem z ogniem. Mogłoby skończyć się rozlewem krwi. Mogłoby skończyć się obskuranckim, barbarzyńskim traktowaniem "sług poprzedniego systemu", rzeczywistych bądź urojonych. Mogła przepoczwarzyć się w polowanie na czarownice i wulgaryzację polskiego życia społecznego i politycznego wtedy właśnie, gdy potrzebne było spokojne i zimno rzeczowe budowanie kapitalistycznej gospodarki i szukanie miejsca w geopolityce świata, która właśnie przecież stanęła do góry nogami.
Fakt, że Polska - zamiast rozjechać się w wewnętrznych jatkach - powstała na nogi i dobiła do brzegów europejskiej stabilizacji w postaci UE i NATO, jest sukcesem. Sukcesem jest odegranie jednej z głównych ról w niszczeniu zimnowojennego świata. Sukcesem jest przejęcie państwa z rąk półkolonijnej socjalistycznej administracji i budowa nowego, niezależnego. Sukcesem jest wyślizgnięcie się spod wpływów Rosji. Sukcesem jest udana transformacja ustrojowa i gospodarcza. A największym sukcesem jest to, że to wszystko zostało osiągnięte bez jednego wystrzału.
Dawne peerelowskie elity oddały władzę i nie są już w żaden sposób groźne. Ci, którzy zdecydowali się kontynuować karierę w ramach demokratycznego państwa - działają w ich ramach i często są "bardziej europejscy od Europy". Polska jest jednym z niewielu krajów postkomunistycznych, w której prawdziwi komuniści, nawołujący do powrotu do rozwiązań sprzed 1989 roku, nie istnieją na scenie politycznej.
Dzięki temu, że w latach 90. dalecy byliśmy od wulgarnego, czarno-białego sposobu postrzegania świata i podziału "swój-dobry", "obcy-zły", polskie społeczeństwo nauczyło się dialogu i rozumienia rzeczywistości taką, jaka jest - w różnorodności i skomplikowaniu. A to fundament świadomej, odpowiedzialnej Europy. To, że ten podział wraca, to inna natomiast sprawa.
Głosujcie w naszej ankiecie! Jeżeli uważacie, że warto wspomnieć jeszcze inne osiągnięcia, z których jako Polacy możemy być dumni, piszcie o nich w komentarzach!
Sprawdź też naszą listę: