Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Jak współżyją nacjonaliści

Jak wyglądają stosunki międzynarodowe według partii nacjonalistycznych i wyznających ideologię narodową? Sami narodowcy zapowiadają, wbrew historycznym doświadczeniom, że dopiero Europa przez nich rządzona będzie rajem, w którym narody pożyją harmonijnie. Jak to wygląda w rzeczywistości? Ano, zerknijmy za miedzę, to zobaczymy.

/AFP

Przyjrzyjmy się Węgrom i im sąsiadom. To region, w którym narodowcy (różnych odcieni) w sporym stopniu nadają ton międzynarodowym stosunkom.

Węgry: oddać nam, co węgierskie!

Zerknijmy na politykę zagraniczną w wizji węgierskiego Jobbiku (16,67 procent w wyborach z 2010 roku, trzecia siła w kraju).

Partii, która mówi o "zmianie porządku trianońskiego". Chodzi o traktat, w wyniku którego Węgry straciły trzy czwarte swojego terytorium. Tyle, że było to ponad 90 lat temu. I na tych terenach funkcjonują już od dawna inne państwa.

Jobbik boi się otwarcie domagać "powrotu do granic Wielkich Węgier". Co prawda w wypowiedziach i tekstach oficjalnych jobbikowcy nie wychodzą poza sugerowanie takich rozwiązań, hasła te są jednak podnoszone na jobbikowych zjazdach i manifestacjach.

Ale co tam, że "zmiana porządku trianońskiego" i "pokojowa współegzystencja" wykluczają się wzajemnie! Jobbik kreuje się na partię, która chce międzynarodowo współistnieć.

Jobbikowcy zainicjowali powstanie platformy współpracy narodowców europejskich. Platforma nazywa się Sojusz Europejskich Ruchów Narodowych (Alliance of European National Movements - AENM).

Jak współżyją nacjonaliści?

AENM miał być dowodem na to, że to właśnie narodowcy zadbają o pokój i współpracę w Europie lepiej, niż kto inny. W skład AENM weszły nacjonalistyczne partie ze Szwecji, Ukrainy, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Hiszpanii, Portugalii i Belgii.

Bo przecież - głosi AENM - interesy europejskich partii nacjonalistycznych można pogodzić.

Ano, można. Dopóki te interesy nie mają punktów stycznych. Bo wtedy jest bieda.

Już na dzień dobry jobbikowcy ogłosili, że do AENM wstępu nie mają Słowacka Partia Narodowa (5,07 procent w wyborach parlamentarnych z 2010 roku) ani Partia Wielkiej Rumunii (3,15 procent w wyborach parlamentarnych z 2008 roku). Dlaczego, cóż to się dzieje? Nie są wystarczająco nacjonalistyczni?

Ależ skąd. Są! Spokojnie by się do AENM nadali, bo są jak najbardziej nacjonalistyczni! Co najmniej tak samo nacjonalistyczni, jak Jobbik, albo i lepiej! Tyle, że poglądy Słowackiej Partii Narodowej są formułowane ze słowackiej perspektywy.

Słowacja: "zrównać Budapeszt z ziemią"

Taki na przykład Jan Slota, szef nacjonalistów, kocha słowacką ojczyznę nie mniej, niż szef Jobbiku, Gabor Vona kocha swoją, węgierską.

Slota kocha tak, że domagał się kiedyś, by "zrównać Budapeszt z ziemią". A żyjących na Słowacji Węgrów nazwał "rakiem w ciele Słowacji". I ogłosił, że jest dumny z tego, że któregoś pięknego dnia podbił jednemu Węgrowi oko.

Węgry-Słowacja: to jak to jest z tą współpracą?

I tak się zatem jakoś porobiło, że Jobbik serdecznie nie cierpi Jana Sloty i jego partii. Oficjalnie.

A gdyby jeszcze popytać prywatnie, to by członkowie Jobbik chętnie wyjaśnili, że żadna Słowacja nie istnieje.

Jak to! Słowacja nie istnieje? To co tam istnieje, między Tatrami a Dunajem?

- Tam jest Felvidek, czyli Górne Węgry - wyjaśniłby nacjonalista węgierski - od tysiąca lat część Korony Świętego Stefana.

I tak się właśnie toczy dżentelmeńska wymiana zdań nacjonalistów.

Kiedy zagraniczny nacjonalista staje się wrogiem? Wtedy, kiedy jest sąsiadem

Innymi słowy - zgodne współżycie partii nacjonalistycznych, kierujących się zasadami roszczeniowości i bezkompromisowości, kończy się często w momencie, w którym te partie zaczynają omawiać punkty, które dotyczą obu stron. Zgodnie właśnie z zasadą roszczeniowości i bezkompromisowości.

Jobbikowa inicjatywa, o smutny paradoksie, już na starcie udowodniła tezę dokładnie przeciwną do tej, którą Jobbik chciałby udowodnić.

Nacjonalizm zawsze prawicowy? Niekoniecznie

Jobbik nie lubi też Roberta Fico, przywódca słowackiej partii SMER (34, 79 procent w wyborach z 2010 roku. SMER w tych wyborach zwyciężył, a nie rządzi wyłącznie dlatego, że chadecja utworzyła antysmerowską koalicję).

SMER partia łączy narodowy populizm z lewicowością i jest żywym dowodem na to, że nacjonalizm nie jest wyłącznie domeną prawicy.

Jobbik i Fico wymienili się uprzejmościami na temat wzajemnego podobieństwa do nazistowskich Niemiec. Fico ogłosił, że z Budapesztu wylewa się brunatna zaraza. Zsolt Várkonyi z Jobbik w artykule pt. "Zmierz się z faktami, Fico" wypomniał Słowakom prohitleryzm z czasów drugiej wojny. I przypomniał, że SMER jest partią narodowo-socjalistyczną.

/

Jeden ze zwolenników Jobbik na demonstracji w Budapeszcie. Marzec 2010 r.

Po co Węgrom ten cały Zachód...

Poza tym Jobbik, znacząca w końcu siła polityczna na Węgrzech, miewa dość osobliwe pomysły.

Na przykład Gabor Vona postuluje "turanizm" zamiast integracji auroatlantyckiej. "Jobbik" - wywodzi Vona - "był pierwszą partią, która postulowała zwrot Węgier na wschód".

Co miałby znaczyć taki "zwrot na wschód"?

W poszukiwaniu sojuszników, według Vony, należy raczej zwracać się ku krajom "turańskim" - od Bułgarii przez Turcję po głęboką Azję Środkową. Przy czym pod pojęciem "turańskie" Vona rozumie kraje, które posiadają językowe bądź historyczne korzenie tureckie albo ugrofińskie. Generalnie - eurazjatyckie, stepowe, nomadzkie.

Przypomina to nieco retorykę tureckich Szarych Wilków (organizacji, do której należał np. Ali Agca), która postulowała zjednoczenie wszystkich ludów tureckich - od Bosforu po Mongolię.

Wschodnie inspiracje

Może to także przypominać "eurazjatyckie" koncepcje rosyjskiego Aleksandra Dugina, któremu marzy się teokratyczny prawosławny totalitaryzm od Portugalii po Pacyfik, rządzony przez Rosję zgodnie z tzw. "duchem wschodu", czyli absolutnie. Tutaj też są odwołania do stepu, kontynentu, postulat odwrócenia się od Zachodu i zwrócenia do Wschodu i jego tradycji rządzenia.

Dugin - co przerażające - długie lata był doradcą putinowskiego Kremla, a na jego pismach geopolitycznych kształcą się rosyjscy studenci.

Ech, gdyby tak chrześcijanie byli jak muzułmanie...

A jak się ma demonstracyjna chrześcijańskość Jobbiku do islamskości większości krajów postulowanego "sojuszu turańskiego"? Jak najlepiej!

"Prawdziwy muzułmanin [...] bliższy jest Boga Wszechmogącego, niż niepraktykujący chrześcijanie, którzy dziś zamieszkują Europę" - pisze Vona. Jobbik wychwala także Iran za "powrót do tradycji" i sprzeciwienie się euroamerykańskiemu widzeniu świata.

I właściwie czytanie programów takich partii jak Jobbik jest nawet fascynujące. W ich interpretacji nudna polityka zamienia się w horror metafizyczny.

Środek debaty publicznej w prawo przesunięty

A poza tym - program i poglądy Jobbiku jest dość klasyczne. O Żydach - na przykład - nie warto tu nawet wspominać: oczywistą oczywistością jest fakt, że stanowią oni elitę "kolonialistów".

Co niezbyt wesołe, Jobbik ma swoje zbrojne ramię - Magyar Gardę. Garda przetarła szlak innym radosnym paramilitarnym projektom, które biegają po Równinie Panońskiej w mundurach i ganiają Cyganów. I innych wrogów narodu.

/

Magyar Garda maszeruje

W sytuacji bowiem, gdy nacjonalizm przedostaje się do mainstreamu i jest pieszczony z pozycji rządowych, wzrasta to, co w nacjonalizmie najpaskudniejsze: nietolerancja, prostacka i radykalna retoryka, a nawet akty przemocy wobec tych, którzy w nacjonalistycznej sztampie się nie mieszczą. I nie odpowiadają wizerunkowi "prawdziwego Węgra, Polaka, Serba, Litwina" itd.

Zaraz, zaraz! Jak to "z pozycji rządowych"? Przecież Jobbik nie rządzi!

Nie. Nie rządzi. Ale jest trzecią siłą polityczną w kraju tak czy siak rządzonym przez narodowców. Środek debaty publicznej na Węgrzech jest przesunięty tak daleko na prawo, że nawet skrajny Jobbik nie wszystkim wydaje się skrajny.

Ile nacjonalizmu jest w Fidesz?

A rządzący Węgrami prawicowy Fidesz (52,73 procent w wyborach z 2010 roku) Viktora Orbana odbierany jest już często jako partia jak najbardziej centrowa. Centrowa czy nie centrowa - na pewno to partia mainstreamowa.

Fidesz nie lubi się z Jobbikiem. To znaczy - JUŻ się nie lubi.

Bo swego czasu, ze względu na dużą zbieżność politycznego targetu, przed wyborami obie partie umizgiwały się do siebie.

Sami fideszowcy przyznają w do tej pory (na przykład przy montowaniu koalicji lokalnych), że część jobbikowych postulatów pokrywa się z postulatami Fideszu.

Trzy filary premiera Orbana

Fidesz jest prawicą proeuropejską. Orban nie roi o "panturanizmie", trzyma się tradycyjnych już zasad węgierskiej polityki zagranicznej: "trzech filarów". Czyli:

1) integruje Węgry z Europą,

2) pochyla się nad węgierskimi mniejszościami za granicą i

3) dba o stosunki z sąsiadami.

Co do punktu pierwszego - nie jest najgorzej, choć UE za Orbanem nie przepada (bo w Brukseli i Strassburgu uchodzi za nacjonalistę). Co do dwóch kolejnych punktów - rzecz nie jest już taka prosta.

Co by było, gdyby narodowcy rządzili na Węgrzech i Słowacji jednocześnie?

Narodowiec Orban ma bowiem szczęście, że Słowacją rządzi teraz koalicja pod wodzą dialogowych chadeków. I to szczęście ma już po raz drugi. Gdy poprzednio był premierem, jego rządy również pokryły się z ich rządami.

Ale gdyby rządy narodowców Orbana zbiegły się w czasie z rządami narodowców (i populistów) Meciara czy Fico - mogłoby być nieszczęście.

Jak nacjonaliści rozwiązują problemy

Wystarczy przypomnieć co ciekawsze pomysły na rozwiązanie kwestii mniejszości węgierskiej na Słowacji, prezentowane przez nacjonalistycznych polityków z obu stron.

A więc jak wyglądało węgiersko słowackie odbijanie piłeczki?

Słowacy do Węgrów:

- Vladimir Meciar proponował wymianę ludności, czytaj: wysiedlenie Węgrów. Na Węgrzech Słowaków zbyt wielu nie ma, i problem "słowackiej mniejszości" nie istnieje.

- Za Meciara uchwalona została ustawa o języku słowackim dyskryminująca słowackich Węgrów. Za Fico do tej ustawy dołożono poprawkę, która doprowadziła stosunki węgiersko-słowackie na skraj katastrofy.

- W 2006 roku SMER dobrał sobie do koalicji nacjonalistów Sloty. Slota, oprócz tego, że chciał "czołgami równać Budapeszt z ziemią", nazywał faszystowskiego przywódcę Słowacji, księdza Tiso, "jednym z największych synów narodu słowackiego", Cyganów chciał cywilizować za pomocą "bata" i głosił, że "Węgrzy są u siebie nie w Basenie Karpackim, a na pustyni Gobi". Pominąć należy tak drobne złośliwostki, jak nazywanie turula, narodowego symbolu Węgrów, "paskudną papugą", świętego Stefana - "błaznem na koniu", a samych Węgrów - "brzydkim, mongoloidalnym narodem, który dopiero Słowacy ucywilizowali".

Węgrzy do Słowaków:

- Za Orbana Węgry uchwaliły ustawę o nadawaniu węgierskiego obywatelstwa wszystkim, którzy udowodnią, że płynie w nich węgierska krew (co obudziło huragan krytyki - bo jak ocenić przynależność narodową krwinek? Zaczęto pisać o "nowych ustawach norymberskich").

Można dyskutować, czy było to posunięcie wrogie względem Słowacji, na pewno jednak nie polepszyło sytuacji słowackich Węgrów, bo zaufanie do nich na Słowacji spadło. Relacji międzypaństwowych też to posunięcie nie polepszyło, mimo, że na Słowacji rządzą obecnie ugodowcy. Do tanga trzeba dwojga.

- Za Orbana rocznicę Trianon ustanowiono świętem państwowym - Dniem Jedności.

Słowacy do Węgrów:

- Za Fico nie wpuszczono prezydenta Węgier Laszlo Solyoma na teren Słowacji, by wziął udział w narodowym węgierskim święcie w mieście Komarno. Rok później, już za rządów chadeków, Solyom do Komarna wjechał i udział wziął. Świat się nie zawalił.

Węgrzy do Słowaków:

- Wymuszony przez Zachód traktat o dobrym sąsiedztwie Węgrów i Słowaków ogłoszony został przez Orbana kapitulacją. Wiele jego zapisów pozostało martwych.

I tak dalej...

- Węgierscy narodowcy co rusz mówią o tym, że "Budapeszt reprezentuje Węgrów z całego Basenu Węgierskiego", przyznając sobie w ten sposób jakąś formę władzy nad obywatelami krajów sąsiednich. Taka retoryka również nie wpływa uspokajająco na sąsiadów Węgier.

/

Słowacki policjant poskramia węgierskiego kibica podczas zamieszek w Dunajskiej Stredzie (Dunaszerdahelyi)

Dodajmy do tego rękoczyny pomiędzy węgierskimi i słowackimi narodowcami spod różnych bander (jak na przykład bijatyka słowackich Węgrów - kibiców drużyny z Dunajskiej Stredy (węgierskiego Dunaszerdahelyi ze słowacką policją, pobicie i upokorzenie przez Słowackich skinheadów węgierskiej studentki w Nitrze za to, że mówiła po węgiersku itd.), oraz symbolikę nawiązującą do faszystowskich czasów na emblematach nacjonalistów po obu stronach granicy, by mieć pełny obraz relacji międzynarodowych w wykonaniu nacjonalistów.

Wniosek jest prosty aż do bólu. Im więcej nacjonalizmu pod maską "patriotyzmu" po obu stronach - tym trudniejsze relacje.

Dobrze przynajmniej, że rząd dusz słowackich Węgrów nie należy już do nacjonalistycznej Partii Węgierskiej Koalicji, tylko do antynacjonalistycznego Most-Hid, który stawia na prawa człowieka, demokrację i tolerancję. Gdyby bowiem Fidesz miał przeciwko sobie SMER, a nie daj Boże Slotę, a po swojej stronie takich sprzymierzeńców, jak Partię Węgierskiej Koalicji, to stosunki międzypaństwowe mogłyby zacząć kipieć.

Rumunia powinna być większa

Organizacja wiedziona przez Corneliu Vadima Tudora, poetę, dziennikarza i nacjonalistycznego polityka (nazywanego Le Penem Karpat), za Węgrami nie przepada od zawsze. Nie przepada także za innymi mniejszościami - Cyganami, gejami itd., domaga się włączenia do Rumunii należącej do Ukrainy części Bukowiny i "południowej Besarabii", która należy obecnie do Bułgarii., ale Węgrów traktuje specjalnie poważnie: uważa ich za zagrożenie dla "wielkiej Rumunii".

Unguri-watch

Na stronach internetowych "Wielkiej Rumunii" znajduje się osobna zakładka zatytułowana "Unguri" (Węgrzy), która jest czymś w rodzaju antymadziarskiego "Redwatcha" i w której potępia się węgierskość, aż furczy. Dużo się tu mówi o węgierskim "rewizjonizmie" (zupełnie, jakby oburzeni wielkorumini nie domagali się ani piędzi zagranicznej ziemi), o "przymusowej madziaryzacji", o "transylwańskich terrorystach uzbrojonych po zęby", "hordach tatarskich" i temu podobnych rzeczach.

Popularność "wielkich Rumunów" osiągnęła apogeum w wyborach 2000-nym roku, kiedy zdobyła prawie 20 procent głosów. Obecnie - na szczęście dla samej Rumunii i jej sąsiadów - jej poparcie mieści się w granicach błędu statystycznego.

Im dalej w las...

Partia Tudora robi się więc w Rumunii odrobinę niemodna. Parę lat temu pojawiła się jednak na rumuńskiej scenie Partia Nowej Generacji - Chrześcijańska Demokracja (PNG-CD) wiedziona przez biznesmena Gigiego Becali (właściciela klubu piłakarskiego Stueua Bukareszt), którzy jest jeszcze ciekawszą postacią, niż Tudor.

Mimo, że partia pozuje na nobliwą chadecję, w gruncie rzeczy wyznaje prostacki nacjonalizm.

Becali ogłosił się spadkobiercą tradycji Corneliu Zelea Corneanu i jego Legionu Św. Michała Archanioła.

Kim był Codreanu? Ultrareligijnym i ultranacjonlistycznym międzywojennym działaczem, który domagał się odebrania praw Żydom, mordercą prefekta policji (zabił go na sali sądowej, gdy występował jako świadek, następnie został uniewinniony, ponieważ działał - jak uznali przychylni mu przysięgli, wystrojeni w swastyki - w obronie własnej). Stworzona przez niego faszystowska Żelazna Gwardia w czasie II wojny światowej zdobyła w Rumunii władzę. Była jedyną legalną partią, a kraj pod jej rządami stał się lojalnym sojusznikiem Hitlera. Doprowadziła do słynnego pogromu Żydów w Bukareszcie, wprowadziła terror wymierzony przeciw ideologicznym przeciwnikom. Po upadku tej organizacji wielu "żelaznogwardzistów" zasiliło szeregi SS.

Becali nawiązuje całkiem bezpośrednio do tradycji "Żelaznej gwardii". Wzywa do kanonizacji Codreaneu. Sam jest religijnym ortodoksem, nie toleruje mniejszości seksualnych i w ogólne niczego, co wychodzi poza prawosławne normy religijne. Chciał zamykać gejowskie kluby.

Jego antywęgierskie tyrady na antenie jednego z kanałów telewizyjnych doprowadziły do interwencji rumuńskiej wersji KRRiT - Narodowej Rady Audiowizualnej. Gadał o węgiersko-masońskich spiskach.

Becali awantruje się całkiem często: obrywali od niego dziennikarze, obrzucani byli obelgami, w tym rasistowskimi.

Pomysły Becaliego są bardzo podobne do jeszcze jednej skrajnie prawicowej rumuńskiej partii - Nowa Prawica (Noua Dreapta). Oni też łączą wojujący nacjonalizm z prawosławną bigoterią, i - podobnie, jak Becali - czczą pamięć Żelaznej Gwardii.

Są antyunijni, antynatowscy i nie cierpią żadnych ruchów religijnych poza swoim własnym. Sprzeciwiają się "mieszaniu ras". Domagają się odtworzenia "Wielkiej Rumunii".

Wybitnie im nie po drodze z Węgrami. Sprzeciwiają się jakiejkolwiek formie ich autonomii wewnątrz Rumunii.

Nacjonalistyczna zjednoczona Europa to oksymoron

Istotą europejskiej integracji po II wojnie światowej było właśnie wyrzeczenie się narodowych egoizmów na rzecz podejścia kompromisowego. Płaszczyzną dla tego kompromisu miała być wspólnota europejska.

Europa jest złożona z państw narodowych. Nie ma innego wyjścia. Taką formę przyjęło państwo nowoczesne i forma ta ugruntowała się bardzo mocno.

Prawica w Europie prze do przodu. Bać się? Bez przesady. Nie ma co porównywać partii prawicowych z organizacjami nacjonalistycznymi, bo ma to mniej więcej taki sam sens, jak porównywanie SLD z Frakcją Czerwonej Armii.

Bać się jednak należy idących z nią często w parze z nią nacjonalizmu, ksenofobii i populizmu. I uproszczeń, często będących już po prostu głupotą.

Państwo, które poświęca interesy wspólnoty w imię narodowego egoizmu i nie jest zdolne do kompromisu - jest w Europie nonsensem. Nacjonalizm jest przeciwieństwem zgodnego współżycia. I wątpliwe, by Europa musiała boleśnie przekonywać się o tym po raz kolejny.

W wielkich ideach nie ma miejsca dla pojedynczego człowieka, dla obywatela. Ważna jest idea, a nie człowiek. Wielkie narodowe idee są wartością zamienną dla tych, którzy nie mają własnego życia, albo nie są nim zainteresowani. Bo co będzie, gdy taka idea zostanie zrealizowana? Na czym będzie polegała ta postulowana "kraina szczęśliwości"? Odsuwając jej zrealizowanie od siebie odsuwamy moment, który jest naprawdę istotny: moment, w którym trzeba zająć się własnym życiem, a nie organizowania życia innym.

Ziemowit Szczerek

/
INTERIA.PL

Zobacz także