Dokładnie wie, na co ma ochotę
Jacek dokładnie wie, na co ma teraz ochotę. Coś ciepłego i mokrego. - Może być gorąca czekolada - mówi z uśmiechem. Kilkanaście lat temu Jacek stracił zmysł smaku i węchu. Czy przeszkadza mu to w życiu? - Nie, tylko mam trochę trudniej w pracy - dodaje. Jacek jest kelnerem w ekskluzywnej restauracji.
Wiadomość o przypadłości Jacka przyniósł do restauracji, w której pracuje, jego kolega z poprzedniej pracy. Chłopak zrobił mu o to karczemną awanturę. Nie chciał, żeby ktoś się dowiedział. Wiadomo, praca w gastronomii a on chciał ją utrzymać. Ale plotka, jak to plotka, rozeszła się. Wtedy Jacek przyznał się bezpośredniemu przełożonemu. Nic się nie stało. Właściciele restauracji do tej pory nic nie wiedzą.
Załóż się, niedowiarku
- W starej pracy, gdzie zaczynałem jako pomocnik kucharza to była tajemnica poliszynela, ale wydała się dość szybko z powodu żartu. Bo tam dosypywaliśmy sobie z kolegami do jedzenia różne przyprawy, np. curry. A ja nie wiedziałem co mi dosypują i wszystko to zjadałem. Mieli ze mnie niezły ubaw.
- W końcu jednak znudzili się dorzucaniem najostrzejszego chilli. Chociaż chilli akurat umiem rozpoznać w jedzeniu, bo łzawią mi oczy - wspomina z rozbawieniem Jacek.
- Często też zakładałem się z ludźmi, którzy po prostu nie wierzyli, że nic nie czuję. Wygrałem dużo "flaszek" za jedzenie tego chilli.
Jacek przepracował w kuchni pół roku. Po prostu niczego nie przyprawiał. Potem został kelnerem. Jak wyjaśnia, z tego są lepsze pieniądze.
- Kiedy zacząłem pracę w obecnej restauracji, miejscu raczej ekskluzywnym, musiałem spróbować dań, które serwujemy. Klienci często pytają, jak one smakują. Obszedłem to wykorzystując kolegów. Pytałem każdego, do czego to danie jest podobne i wykułem wszystko na pamięć.
Bywają jednak sytuacje, na które Jacek nie jest przygotowany.
- Klientka skarży się na zupę, o której wiem, że ma być słodka. Mówi, że jest słona. Ja muszę tę skargę przekazać kucharzowi. Ten próbuje i mówi, że zupa z całą pewnością jest słodka. Każe mi próbować. Co mogę zrobić? Próbuję zupy i mówię, że jest słodka. Mogę się narazić kucharzowi albo klientce - mówi z udawaną skargą w głosie.
Utracone zmysły
- Smak straciłem w wyniku wypadku. Na początku lat 90. robiliśmy remont generalny domu. Byłem wtedy w podstawówce. Mój tata, chcąc zaoszczędzić, kupił wapno palone zamiast gaszonego. Ktoś mu powiedział, że wystarczy je zalać wodą i można tym bielić dom. Ale nie powiedział mu, że wiąże się z tym mała eksplozja.
- Ja miałem nieszczęście być wtedy w pobliżu i odprysk wapna wpadł mi do nosa. Było dużo płaczu, dużo krwi. Mama za wszystko obwiniła tatę i była ogromna awantura - opowiada. Węch stracił od razu.
- Smak natomiast, co ciekawe, traciłem jakby po kawałku. Może to mózg płatał mi figle, ale wydaje mi się, że na początku jeszcze coś czułem, ale powoli to zanikało. Chociaż były takie sytuacje, że jadłem mięso, a wydawało mi się, że czuję smak truskawek.
Na początku Jacek zastanawiał się, czy nie dałoby się braku smaku jakoś wyleczyć. Teraz, jak mówi, nie czuje już z tego powodu dyskomfortu. Przywykł. Ale jeśli chodzi o jedzenie, jest wyjątkowo kapryśny.
- Zawsze byłem wybrednym dzieckiem i nic się po wypadku nie zmieniło. Jeśli czegoś nie lubiłem przed utratą smaku, to nie lubiłem też i po. Byłem bardzo uparty.
Jestem takim zwierzęciem, na które wyjątkowo działa reklama. Jak widzę fajne opakowanie, to jestem skłonny myśleć, że ja to lubię. A jak opakowanie mi się nie podoba, to czego by w nim nie było, ja tego nie lubię i koniec.
Ostatnio poprosiłem kolegę, żeby kupił mi jakiś napój, ale nie było tego, który chciałem i kupił mi sok z żurawin. Popatrzyłem na wymalowane na pudełku żurawiny i stwierdziłem, że tego nie lubię. A kolega wmawiał mi "lubisz, lubisz" - relacjonuje ze śmiechem Jacek. - Dopiero kiedy sam zaczął to pić, spróbowałem i ja.
Trzy warunki
Jeśli Jacek je na mieście, to tylko w miejscach, które zna. Jego jedzenie musi być ładne. Ważne są kolory. To nie taki trudny warunek do spełnienia.
- Sam też gotuję. Bardzo lubię. Dokładnie wiem, co mam ochotę zjeść i jak to sobie przygotować, żeby mi smakowało. Lubię mięso. Kotlety, kurczaki. Mam bardzo polski gust. Jak mówi mój przyjaciel, jedzenie musi być ładne, mokre i ciepłe - żartuje chłopak.
- Ale jestem podatny na sugestię. Normalnie unikam soli, bo jej nie potrzebuję, ale kiedyś gotowałem ziemniaki na obiad i zapomniałem ich posolić. Mój współlokator spróbował jednego i zrobił taką minę, że i mnie te ziemniaki natychmiast przestały smakować. Wyrzuciłem je do kosza i ugotowałem inne.
Jacek twierdzi, że musi jeść to, co lubi. - Nie potrafię sobie wmówić, że lubię tylko to, co zdrowe i chude. Jak widzę zieleninę w sałatce, to choćby nie wiem jak była ozdobiona, wiem, że to jest sałatka. Z diety więc nici... - dodaje ze smutkiem.
Jedyne, co osoba pozbawiona smaku fizycznie czuje, to alkohole, bo drażnią cały przełyk. Dlatego Jacek nie pije wódki. Lubi za to wina i inne lekkie alkohole.
Obserwuj i zapamiętuj
Brak zmysłu i węchu ma też swoje dobre strony. Jackowi pomaga rozwijać pamięć.
- W pracy miałem szkolenie z rozpoznawania win, bo w naszej restauracji przykłada się do nich dużą wagę. Znowu musiałem to jakoś obejść. Usiadłem tuż obok prowadzącego i zerkałem na etykiety butelek. Tam jest dokładnie napisane, co mam w winie wyczuwać. Więc to dokładnie "wyczuwałem" - śmieje się kelner.
- O wszystkich daniach z karty muszę wiedzieć, co zawierają i jak smakują, ale ponieważ nie mogę w żaden inny sposób tego zweryfikować, uczę się wszystkiego na pamięć i przy klientach twardo obstaję przy swoim. To znaczy przy tym, co mi powiedzieli koledzy. A wypytywałem ich dyskretnie, nie nachalnie. Ich reakcje też mogły być różne, dlatego zależało mi, żeby się z moją przypadłością nie zdradzać i gdyby nie mój kolega, to myślę, że mógłbym lata tam przepracować i nikt by się nie dowiedział.
Jacek twierdzi, że brak węchu i smaku to integralna część jego życia i nie przykłada już do tego wagi. Nie zależy mu też na tym, żeby szukać ludzi, którzy mają podobny "problem". Nie chce już też szukać lekarstwa.
Dobry kelner
Jedynym niebezpieczeństwem, jakie może Jackowi grozić, jest zjedzenie czegoś nieświeżego.
- Kiedyś kupiłem kurczaka, wrzuciłem go do lodówki. Następnego dnia chciałem go upiec. Dopiero moi współlokatorzy uświadomili mi, że w całym domu strasznie śmierdzi, a kurczak nie nadaje się do jedzenia.
To jeden z niewielu plusów - Jacek nie czuje przykrych zapachów. Ale nie czuje też tych przyjemnych. Nie wie, jak pachną jego własne perfumy.
- Węch i smak są po to - tak teraz na to patrzę - by ratować nas od niebezpieczeństwa. Ja jednak poradziłem sobie z tym inaczej. Ładne jedzenie zawsze się sprawdza.
Jacek zapewnia, że brak smaku nie ma żadnego znaczenia, nawet w zawodzie, który obecnie wykonuje. Choć zajęło mu to trochę więcej czasu, może być tak samo dobrym kelnerem jak koledzy.
- Ostatnio w restauracji były redukcje po sezonie turystycznym, a mnie zostawili. Jednak do kucharzenia nie planuję wracać. Mierzmy sił na zamiary - podsumowuje.
Jacek żałuje, że nie może opowiedzieć mrożących krew w żyłach historii, które spotkały go z powodu braku dwóch zmysłów. - To raczej humorystyczne, nie ma o czym mówić - ucina.
Życie bez smaku?
- Dzięki temu, że zapomniałem, jak smakują niektóre produkty, jestem otwarty na eksperymenty. Zjeść jakieś karaczany? Dla mnie to żaden problem. Owoce morza - to, co, według moich kolegów, śmierdzi i morze wyrzuca na brzeg - to też mogę jeść. Mogę jeść wszystko, choć musi był ładne i ciekawe.
- Kiedyś mój kolega, który lubi kuchnię fusion i nie boi się łączyć smaków, zrobił tradycyjną tajską zupę z larwami jakichś chrząszczy. To było przyjemne danie - wspomina Jacek.
Są też inne potrawy, o których ma swoje zdanie:
- Nie jem na przykład kurek, bo to są grzyby wielorazowego użytku, tzn. pod jaką postacią je spożywamy, pod taką, że tak powiem, wydalamy. Nie są absolutnie przyswajalne przez ludzki organizm. Po co miałbym jeść rzeczy, których jedzenie jest absolutnie bez sensu, jeśli nie zależy mi na ich smaku? - zastanawia się.
Jacek twierdzi, że jakaś wewnętrzna logika podpowiada mu, co może jeść i pić. Na przykład nigdy nie je i nie pije napojów z plastikowych naczyń.
- Mam takie przeświadczenie, że są gorsze od tego, co w szkle, albo w kartonie - jakieś sztuczne, chemiczne. Bardzo natomiast lubię maślankę, ale tylko taką, w której pływają owoce, bo wtedy wydaje mi się bardziej naturalna i świeża. Dużo jej piję na drugie śniadanie, więc poprosiłem niedawno kolegę, żeby jej spróbował. Mówił, że bardzo smaczna.
* * *
Utrata węchu (anosmia) i utrata smaku (ageuzja) to schorzenia, które mogą poważnie obniżać jakość życia. Wpływają na ilość i rodzaj przyjmowanego jedzenia, powodując niedobory pokarmowe, mogą wywoływać zaburzenia emocjonalne związane z jedzeniem, a czasami nawet depresję. Człowiek, ktory nie może spróbować potrawy, dość częste nadużywa soli kuchennej i cukru, co może prowadzić do nadciśnienia tętniczego lub pogłębienia się cukrzycy. Anosmia powoduje także, że cierpiący na nią nie potrafi wyczuć zapachu zepsutego pożywienia czy też dymu.
Przyczyną występowania zaniku smaku i węchu mogą być powikłania po niektórych infekcjach i utrzymujące się stany zapalne. Często jest to skutek wylewu lub wypadku. Leczenie jest przyczynowe, w przypadku trwałych uszkodzeń anatomicznych niemożliwe.