Bejrut, on nigdy nie zginie
Po całym dniu poczucia bezradności, nie będąc w stanie wykrzesać żadnej energii do pracy, poszłam na spotkanie w sprawie wycieku ropy. Było nas dziesięcioro. Rozejrzałem się po pokoju i przyszło mi na myśl, jak piękny był każdy z nas - pisze z Bejrutu Zena el-Khalil.
Spotkaliśmy się w prowizorycznym urzędzie, w jednym z zacisznych miejsc. Odważyliśmy spotkać się, pomimo bomb i ciągłego zagrożenia, aby porozmawiać o naszym środowisku naturalnym i o tym, co można by zrobić w tej sprawie.
W pokoju obok moja 24-letnia siostra, kierownik zespołu medycznego w organizacji humanitarnej załatwiała recepty i lekarstwa. Zabawne... ludzie mówią teraz do niej "pani doktor". Humanistka z wykształcenia, od początku zaopiekowała się sprawami medycznymi i została "doktor Laną". W ciągu tygodnia nauczyła się rzemiosła medycznego, podczas gdy normalnie ludzie uczą się tego przez całe lata na uniwersytetach!
W pokoju obok ludzie spotykali się, aby ustalić plan dystrybucji mleka i pieluch na następny dzień.
Pomimo zagrożeń, tutaj wciąż byli pracujący ludzie... Tutaj spotkali się zwykli ludzie pragnący zrobić wszystko co tylko w ich mocy, aby pomóc. Czułam się przepełniona miłością w otoczeniu tych pełnych pasji ludzi.
Dziś w nocy coś się zmieniło. Wydaje się, że gdy stajesz oko w oko ze śmiercią, znajdujesz nowy rodzaj odwagi. Zdajesz sobie sprawę jak ważne jest, by utrzymać przy życiu to, co kochasz. Walczysz o życie z nowym rodzajem namiętności.
Ostatnie 3 tygodnie życia spędziłem opłakując utratę Bejrutu... moich marzeń, mojej pracy.
Bejrut, on nigdy nie zginie.