Powstanie "cristeros" było reakcją na brutalne represje, które spadły na Kościół katolicki w Meksyku w połowie lat 20. XX w. Ówczesny prezydent tego kraju, Plutarco Elias Calles, owładnięty był obsesyjną nienawiścią do katolików. Obarczał Kościół winą za wszystkie nieszczęścia swojego kraju. W 1926 r. ogłoszono tzw. Prawa Callesa, na mocy których z Meksyku wygnano wszystkich biskupów i zagranicznych duchownych i zakazano używania konfesjonałów. Nieruchomości kościelne zostały skonfiskowane, a katolickie szkoły upaństwowiono. Zakazano nowych święceń. Księży pozbawiono prawa wyborczego. Nie mogli też nosić sutann. Miarą antykatolickiego obłędu Callesa było objęcie grzywną wszystkich używających na co dzień odwiecznego hiszpańskiego pożegnania Adios (Z Bogiem). Prezydent Calles, który wprowadził te drakońskie prawa bez jakichkolwiek konsultacji społecznych, nie ukrywał, że jego celem jest całkowite zniszczenie Kościoła katolickiego w Meksyku. Prześladowania, które spadły na katolików w tym kraju, można porównać do terroru wobec chrześcijan w bolszewickiej Rosji i ogarniętej wojną domową Hiszpanii. Niech żyje Chrystus Król Meksykańscy katolicy rozpoczęli pokojowe protesty przeciwko polityce gwałtu Callesa. Pod petycją do Senatu, domagającą się zniesienia represji wobec Kościoła, podpisało się milion wiernych, przez cały kraj przetoczyły się demonstracje. Prezydent całkowicie zignorował ten pokojowy ruch. Wówczas jego inicjatorzy podjęli ekonomiczny bojkot rządu. Calles odpowiedział jeszcze bardziej brutalnymi represjami. Wojsko federalne zaatakowało uczestników nabożeństwa w kościele w Guadalajarze. Zginęło 18 osób. Ten mord był punktem zwrotnym. W różnych częściach Meksyku zaczęły powstawać oddziały partyzanckie, które podjęły walkę z rządem w obronie wiary i praw katolików. Powstańców nazwano "cristeros", bo ich bojowym wezwaniem były słowa "Viva Cristo Rey!" ("Niech żyje Chrystus Król!"). Na czele niektórych oddziałów partyzanckich stanęli księża. Wojska Callesa w walce z "cristeros" stosowały politykę spalonej ziemi. Wobec masowych represji, które spadły na ludność wspierającą powstanie, wydawało się, że ruch zostanie zdławiony. Sytuacja zmieniła się, kiedy do partyzantów dołączyli nowi dowódcy, Victoriano Ramirez, a przede wszystkim generał Enrique Gorostieta. "Cristeros" rośli w siłę, po kilku latach walk ich oddziały liczyły już ponad 50 tys. ludzi. Stało się jasne, że rząd nie jest w stanie zdusić powstania. W 1929 r., wskutek amerykańskiej mediacji, zawarto rozejm. Calles musiał wycofać się z najbardziej dotkliwych represji wobec Kościoła. Po trzech latach we wszystkich świątyniach Meksyku znów zabrzmiały dzwony. Western o świętości 'Cristiada' w poruszający, pełen dramatycznej siły sposób opowiada o tym bardzo mało znanym w Europie epizodzie meksykańskiej historii. Film Deana Wrighta to także opowieść o żarliwej, nie cofającej się nawet przed największym złem, wierze. Sceny męczeństwa nastoletniego Jose Sancheza czy jednego z przywódców pokojowych protestów Ancaleto Floresa (obydwu beatyfikował papież Benedykt XVI w 2005 r.) są wstrząsające. Patrząc na nie, myślałem, jak mała i słaba jest moja wiara. Twórcom "Cristiady" udała się rzecz niezwykła - w konwencji religijnego westernu (niektóre ze scen i postaci jako żywo przypominają klasykę gatunku, filmy Sama Peckinpaha czy Sergia Leone) zrealizowano dzieło głęboko religijne w wyrazie. Tego wrażenia nie psuje nawet hollywoodzki rozmach i gwiazdorska obsada. A gwiazdy w "Cristiadzie" dopisały. Eva Longoria, Peter O'Toole, a przede wszystkim świetny Andy Garcia w roli generała Enrique Gorostiety, agnostyka dojrzewającego do nawrócenia, to kolejne atuty filmu. Uwagę zwracają znakomite, wysmakowane zdjęcia, podkreślające feerię kolorów meksykańskiego krajobrazu. Zakazany film Premiera "Cristiady" odbyła się w marcu ubiegłego roku. Film ma jednak ogromne problemy z dystrybucją na całym świecie. Podczas premierowego pokazu w papieskim Instytucie Patrystycznym Augustinianum w Rzymie, przy wypełnionej po brzegi sali, producent filmu Pablo Jose Barroso skarżył się na powszechną niechęć dystrybutorów do rozpowszechniania Cristiady. Jej powodu możemy się tylko domyślać. Temat i przesłanie meksykańskiego filmu stoi w tak jaskrawej sprzeczności z duchem naszych czasów, że trudno się dziwić, iż jego twórcy spotykają tyle przeszkód w dotarciu do szerszej widowni. "Cristiada" dla wielu widzów może być duchowym wstrząsem. Ten film zasługuje na to, żeby go rozdystrybuować na całym świecie. Na szczęście w Polsce znalazł się dystrybutor dla "Cristiady". Firma FT Films zapowiada, że film trafi do naszych kin na początku kwietnia. Nie można go przegapić. Ryszard Gromadzki