"Daily Mail" odsłania szokujące kulisy "lisiego" biznesu w Polsce
Brytyjski "Daily Mail" pisze o bestialskich praktykach biznesu, którym może się zajmować aż 800 gospodarstw nad Wisłą. Chodzi o przemysł futrzarski, a Anglicy zwracają uwagę, w jak fatalnych warunkach przetrzymywane są zwierzęta.
Internetowe wydanie "Daily Mail" poświęca aferze z futrami z lisa bardzo dużo miejsca. Wszystko przez to, że do redakcji trafiły filmy, na których widać, w jakich warunkach polscy "hodowcy" przetrzymują zwierzęta. Mówiąc krótko - fatalnych.
Lisy najczęściej przetrzymywane są w małych, ciasnych, metalowych klatkach. Gazeta pisze, że na filmie "jednemu z lisów brakuje oka, inny ma przestawioną szczękę, a pozostałe są przykucnięte i drżą ze strachu".
"Daily Mail" dotarł też do innych filmów - z Finlandii. Tamtejsze lisy także żyją w bardzo złych warunkach. Dodatkowo prawdopodobnie są dokarmiane różnymi specyfikami, by "zwiększyć objętość ich futra".
Gazeta ustaliła, że Polska jest trzecim największym rynkiem "lisiego" przemysłu na świecie, za Chinami i Danią. Powołuje się też na śledztwo przeprowadzone przez organizację "Otwarte Klatki", które zajmuje się w naszym kraju walką z krzywdzeniem zwierząt. Według stowarzyszenia w Polsce może istnieć około 800 gospodarstw, które zajmują się wytwarzaniem futra z lisa. W największym z nich może się znajdować nawet 200 tys. lisów.
"Większość lisów, około 90 procent, jest przetrzymywana w klatkach około pół roku" - mówi na łamach gazety Paweł Rawicki ze stowarzyszenia "Otwarte Klatki".
Lisy najczęściej rodzą się wiosną, a giną w listopadzie i grudniu. Wówczas jest największe zapotrzebowanie na futra z tych zwierząt. "Daily Mail" podaje, że rocznie w Polsce ginie około 100 tysięcy lisów, 9 milionów norek i 10 tys. szopów.
Dziennikarze rozmawiali też z Connorem M. Jacksonem, który niedawno przygotowywał film dokumentalny na ten temat. Brytyjski reżyser nie ukrywa, że to, co zobaczył w Polsce, jest wstrząsające. Wraz z przedstawicielami stowarzyszenia "Otwarte Klatki" odkryli trzy małe gospodarstwa, w których zwierzęta były przetrzymywane w fatalnych warunkach.
"Był listopad, więc sezon uboju już się zaczął. Było więc mniej zwierząt, ale mimo to słychać było ich jęki, szczekanie, skowyt" - opisuje Jackson. "Widzieliśmy, jak lisy i szopy są ściśnięte w małych, zatłoczonych klatkach. Często siedziały we własnych, gorących odchodach. Wiele z nich było apatycznych. Inne ciekawe, wąchały nas. Znaleźliśmy też zwierzęta, który wykazywały objawy klasycznego szaleństwa wynikające z życia w zamknięciu" - dodaje Jackson.
Zwierzęta nie żyją i nigdy nie żyły na wolności. Jak opisują autorzy artykułu, czasem ich jedyną chwilą na wolności jest moment, kiedy są przenoszone z klatki matki po urodzeniu, do własnej.
W Polsce przemysł futrzarski jest legalny.
Aktualizacja:
Z naszą redakcją skontaktował się przedstawiciel Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych, który uważa, że przedstawione w artykule "Daily Mail" dane są błędne. Według związku, tylko w niektórych z 800 ferm mięsożernych hoduje się lisy, ferma hodująca 200 tys. lisów nie istnieje, ponadto w Polsce nie prowadzi się hodowli szopów.