Władza przy kasie
Dla czystości gry partie polityczne utrzymywane są z budżetowych pieniędzy. Ostatnio pojawił się jednak pomysł, by finansowali je ich wyborcy przez odpisy podatkowe. Byłoby lepiej czy gorzej? I na co w ogóle partie wydają nasze pieniądze?
Platforma Obywatelska domaga się, aby zamiast dotacji i subwencji budżetowych podatnicy dobrowolnie zasilali kasę wybranych partii, wpłacając na ich rzecz 1-procentowy odpis z podatku. - Dla Platformy to superplan, ich wyborcy to klasa średnia i biznes, ludzie, których stać na odpisy - mówi Janusz Maksymiuk z Samoobrony. Także Stanisław Żelichowski z koalicyjnego PSL ma wątpliwości: - Nasz wiejski elektorat jest ubogi, nie ma z czego odpisywać podatków. Ale wyborcom taki projekt prawdopodobnie się spodoba, bo rozdzielanie między partie wielomilionowych sum z budżetu jest denerwujące.
Większość wydatków partii politycznych ponoszą nie członkowie i sympatycy, a podatnicy. Z budżetu przydziela się partiom dotacje (zwrot kosztów wyborczych) i subwencje (zależne od wyniku wyborów coroczne kwoty na funkcjonowanie partii). Wymyślono ten sposób, aby przeciąć korupcyjne układy i uniezależnić partie od bogatych sponsorów, którzy za pieniądze chcieliby kupić sobie legislacyjną przychylność. Wszystkie źródła finansowania muszą być jawne, a majątek partyjny może być przeznaczony wyłącznie na cele statutowe bądź charytatywne. Zakazana jest działalność gospodarcza (poza sprzedażą statutów i partyjnych gadżetów) oraz czerpanie dochodów z posiadanych nieruchomości. Fundusze partii można pozyskiwać ze składek członkowskich, darowizn (jedynie od osób fizycznych do wysokości 15-krotnego minimalnego wynagrodzenia rocznie, czyli ok. 14 tys. zł), spadków i zapisów, oprocentowania lokat bankowych, obrotu obligacjami Skarbu Państwa i ze sprzedaży majątku. Głównie jednak - w przypadku partii reprezentowanych w parlamencie - stan posiadania zasilają budżetowe dotacje i subwencje.
Czytaj więcej w Polityce.
Polityka