Ujawnić dane o liczbie podsłuchów
Informacje o liczbie podsłuchów powinny być znane opinii publicznej - uważają posłowie z komisji ds. służb specjalnych, z którymi rozmawiało "Życie Warszawy". To zapobiegłoby wszechobecnej psychozie podsłuchowej.
Liczba zakładanych w Polsce podsłuchów to wielka niewiadoma. "ŻW" próbowało dotrzeć do tych danych, ale nawet statystyki są utajniane.
Nieoficjalnie mówi się jednak nawet o kilkudziesięciu tysiącach podsłuchów rocznie. Ile jest ich naprawdę, nie wiedzą nawet posłowie. Informację tę ma zaledwie kilka osób w państwie.
, wystąpił nawet w tej sprawie z pytaniem do ministra sprawiedliwości. - Zapytałem o ilość podsłuchów założonych w pierwszym kwartale tego roku i dane z analogicznego okresu ubiegłego roku - wyjaśnia. - Mijają trzy tygodnie, a odpowiedzi nie otrzymałem.
Według części posłów, utajnianie suchej statystyki to przesada. - Ogólne dane dotyczące ilości podsłuchów nie powinny być tajemnicą - wtóruje przewodniczącemu przedstawiciel PiS w komisji specsłużb Jędrzej Jędrych.
- Na Zachodzie takie dane są jawne. U nas opinia publiczna także ma prawo je znać, bo ustawa nie zakazuje podawania liczb - uważa gen. Adam Rapacki, były wiceszef policji, który walczył, by materiały z podsłuchów były częściej wykorzystywane w procesach.
Zdaniem Rapackiego, jawne powinny być statystyki z kolejnych lat. - Po to, by sprawdzić, jak ilość podsłuchów ma się do zagrożenia przestępczością. Bo gdy liczba podsłuchów rośnie nieproporcjonalnie do ilości przestępstw, to objaw niepokojący - mówi gen. Rapacki.
INTERIA.PL/PAP