Terroryści? A co mnie to obchodzi
To znaczy: jako felietonista mogę na terrorystach zarobić parę złotych - ale prawdę powiedziawszy problem wzrostu liczby saren w Polsce jest znacznie ciekawszy - i ma większy wpływ na nasze życie.
Przekleństwem naszych czasów jest szybki przekaz informacji. Codziennie dowiadujemy się, że w Bombaju wysadzono hotel, w metro w Madrycie podłożono bombę, ktoś zadzwonił, że podłożono bombę w warszawskim metro, więc wstrzymano ruch na 6 godzin - i żurnaliści robią z tego sensację.
A mnie tak naprawdę guzik to obchodzi. "Niech na całym świecie wojna - byle polska wieś zaciszna; byle polska wieś spokojna". 300 lat temu, gdy wymordowano połowę ludności Bambuko, to mój pra-pra-pra-dziadek się tym nie denerwował, bo o tym nie wiedział.
To dlaczego mam być w GORSZEJ sytuacji od mojego praszczura? Ja mam to w nosie.
W USA codziennie na drogach ginie ok. 150 osób. Jak łatwo policzyć, w 20 dni ginie tyle, co zginęło w wieżach World Trade Centre. Jakbym się denerwował co 20 dni - to byłby ze mnie strzęp człowieka. Więc mam to w nosie.
Jakby terroryści przyjechali do Polski rozwalać Pałac Kultury i Nauki - to bym się zdenerwował. Ale tylko w tym sensie, że żądałbym powieszenia tych terrorystów na najbliższej suchej gałęzi.
PKiN-u nie rozwalą, bo to - w odróżnieniu od wież WTC - solidna konstrukcja... A gdyby nawet - to jest kupa pomysłów na zagospodarowanie warszawskiego city, a PKiN w tym tylko przeszkadza.
W mojej Ameryce po roku na miejscu wież WTC właściciel wybudowałby dwa razy wyższe i ładniejsze. Ameryka socjalistyczna, Ameryka pp.Busha i Obamy, już 7 lat planuje i dyskutuje, co z tym zrobić... Ale to jej problem. W Polsce żadni terroryści niczego nie zburzyli - więc się nimi nie przejmuję.
Koszt "walki z terroryzmem" i koszty podjętych środków bezpieczeństwa są w USA już ponad 1000 razy większe niż szkoda wyrządzona przez terrorystów. Natomiast w naszym zaścianku wszystkie pieniądze wydane na "walkę z terroryzmem" to pieniądze stracone. Nam grożą Niemcy - a nie terroryści.
Proszę doliczyć do tego koszty zatrzymania Warszawy na 6 godzin - z powodu strachu przed mniemanymi terrorystami oraz (po średniej stawce godzinowej) czas, jaki Polacy zmarnowali na gadaninę o terrorystach w USA, w Madrycie, w Bombaju, w Londynie...
"Walcząc z terroryzmem", dyskutując o terroryzmie - robimy dokładnie to, czego chcą terroryści. W rzeczywistości są to malutkie grupki fanatyków - i raz na 100 lat udaje im się coś zmontować w Hiszpanii, raz na sto lat w USA, raz na 100 lat w Anglii - i nie mamy się więc doprawdy czym przejmować - tym bardziej że w Polsce ani razu. Terroryści chcą rozgłosu, bo rozgłos jest skuteczniejszą bronią, niż semtex.
Więc zajmijmy się czymś innym.
"Byle polska wieś zaciszna; byle polska wieś spokojna". Zajmijmy się tym, że u nas na wsi jest wybój w drodze i stara Kowalska skręciła sobie nogę. To jest problem! A to, że terroryści w Bombaju. Albo "Tamilskie Tygrysy"? To nie jest problem dla nas, ani nawet dla Hindusów - to problem dla Maharashtrian i Gujaratian. Jest ich w Bombaju 15 milionów - jest komu dyskutować o terrorystach.
Coraz więcej ludzi dochodzi do tego wniosku. Spadają nakłady Wielkich Gazet, w których szaleją dziennikarze donoszący z tryumfem (jest SENSACJA!!) o tym, że dwóch Norwegów w Nepalu zgwałciło Japonkę. Ludzie kupują lokalną gazetę, by dowiedzieć się, czy kostka Kowalskiej ma się lepiej - i raz w tygodniu "ANGORĘ", by jednak wiedzieć, co się dzieje. I przez dwie godziny tygodniowo dyskutują o tym, czy Chińczyki trzymają się mocno.
A resztę czasu zajmują się sprawami naprawdę poważnymi. Swoimi sprawami.