Tajemnice "Wujka"
Wydaj twarde rozkazy do ataku! - brzmiał rozkaz komendanta wojewódzkiego milicji skierowany do dowódcy akcji w kopalni Wujek, 16 grudnia 1981 roku, gdzie trwał strajk przeciwko stanowi wojennemu i internowaniu związkowców Solidarności.
Padły strzały. Zginęło 9 górników. Ćwierć wieku później nadal nikt nie odpowiedział za tę śmierć - pisze "Dziennik Zachodni".
Wciąż ujawniane są fakty świadczące o nadgorliwości wymiaru sprawiedliwości. W ich cieniu pozostają ludzie skrzywdzeni, z przetrąconym życiem. Tragedia Wujka wciąż kryje tajemnice.
Takich jak tajemnica Jana Drucia - suwnicowego w Hucie Batory, powołanego za karę do ZOMO. Drucia, który nie wykonał rozkazu w kopalni Wujek. Był odpornym na represje działaczem Solidarności, więc w grudniu 1981, w wieku 36 lat, za karę dostał powołanie do... ZOMO. W czwartym dniu stanu wojennego znalazł się pod Wujkiem z rozkazem ochraniania milicyjnych aut i zatrzymywania górników opuszczających kopalnię.
Ale Druć nikogo nie legitymował, a nawet wskazywał górnikom, gdzie nie ma zomowców i gdzie mogą uniknąć kontroli. A zatrzymanych - ukradkiem wypuszczał z samochodu. Prokuratorzy wojskowi domagali się ukarania go, bo nie wykonał rozkazu w "szczególnie specyficznej sytuacji, co mogło przyczynić się do wywołania niepokoju publicznego i do poważnych, ujemnych skutków". Skazano go na rok więzienia. W domu została żona i trzej synowie.
I tu Wujek kryje kolejną tajemnicę: przewodniczącym składu orzekającego w sprawie Drucia był mjr Janusz Godyń, dziś generał dywizji rezerwy i prezes Izby Wojskowej Sądu Najwyższego. - Osądziliśmy go na tyle rzetelnie, żeby nie poniósł zbyt dużej dolegliwości - tłumaczy dziś "DZ" sędzia generał.
Jana Drucia, którego telefonicznie "DZ" odnalazł w Australii, wcale to nie pociesza. - Co ja takiego złego zrobiłem, żeby pójść siedzieć? - pyta i dodaje: - Wyjechałem z kraju w latach 80., bo nie chciałem się już godzić z ciągłymi szykanami.
Postępowanie prokuratorskie nadzorował ppłk Witold Konarzewski, zastępca szefa Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gliwicach. Ten sam, który w 1981 roku nadzorował śledztwo w sprawie użycia broni palnej przeciwko górnikom, kiedy zacierano ślady.
Jan Druć po powrocie do koszar powiedział, że górnikom kopalni Wujek należy postawić pomnik. Choć taką idee głosiło wiele osób, szeregowiec Druć był pierwszy.
INTERIA.PL/PAP