Są rozbieżności w datach
Według Zyty Gilowskiej, podczas spotkania w Biurze Rzecznika Interesu Publicznego okazano jej dokument zarejestrowania TW "Beaty" z 1987 roku.
Tymczasem dokumenty złożone w sądzie mówią o 1986 roku - czytamy w "Życiu Warszawy".
- Wszystkie papiery, które pokazałem pani premier Gilowskiej, trafiły do Sądu Lustracyjnego - mówi dziennikowi zastępca rzecznika interesu publicznego sędzia Jerzy Rodzik. To właśnie on skierował sprawę byłej wicepremier i minister finansów do sądu.
Uważa on, że Zyta Gilowska mogła pomylić kartę rejestracyjną tajnego współpracownika SB "Beata" z jej aktualizacją i stąd jej pogląd o rozbieżnościach w aktach lustracyjnych.
Niezależnie od sprawy lustracyjnej byłej wicepremier - przypomina gazeta - rozbieżnością w datach rejestracji zajmuje się gdańska prokuratura. Prowadzi ona śledztwa w sprawie tzw. szantażu lustracyjnego, którego miał się dopuścić sędzia Rodzik wobec Zyty Gilowskiej.
W czerwcu, zaraz po skierowaniu wniosku sędziego Rodzika do sądu, Gilowska powiedziała, że w styczniu była w biurze RIP na rozmowie. Wtedy właśnie sędzia Rodzik pokazał jej dokumenty świadczące o jej zarejestrowaniu jako tajnego współpracownika SB o pseudonimie Beata. Według prof. Gilowskiej, karta rejestracyjna pochodziła z 1987 r.
Na konferencji prasowej Gilowska ujawniła dziennikarzom, że rzecznik podejrzewa ją o współpracę z SB w latach 1987-1989. Taką samą datę podała w notatce skierowanej do koordynatora ds. służb specjalnych ministra Zbigniewa Wassermanna. Gilowska opisała w niej styczniowe spotkanie z sędzią Rodzikiem.
Nie wiadomo, czy rozbieżność, o której mówi była wicepremier będzie miała znaczenie dla sądu, który w środę ogłosi swój werdykt - pisze "Życie Warszawy".
INTERIA.PL/PAP