"To śmieszne pieniądze", "Kropla w morzu potrzeb" - tak dyrektorzy podstawówek komentują plany Ministerstwa Edukacji, które każdej polskiej szkole chce przekazać 3,5 tys. zł na przygotowanie się na przyjęcie sześciolatków do pierwszej klasy. Tłumaczyli, że choćby stawali na głowie, te pieniądze nie wystarczą nawet na zakup ławeczek, a gdzie krzesełka, tablice, pomoce dydaktyczne, a przecież większość z nich czekają jeszcze remonty sal, przebudowy korytarzy, ubikacji, obniżenie umywalek i dobudowywanie nowych pomieszczeń. Dyrektorzy podkreślali, że będą musieli prosić o pomoc finansową rodziców. Ministerstwo nie widzi w tym nic złego. Samo to sugeruje w specjalnym poradniku pt. "Jak zorganizować edukację w szkole podstawowej?". Ten - jak tłumaczy minister Krystyna Szumilas - poradnik "z konkretnymi wskazówkami" dla dyrektorów polskich podstawówek, który ma im pomóc ogarnąć się z nową reformą, już trafił do 14 tys. polskich szkół podstawowych. Większość dokumentu to opis całej reformy. Resort nie wyjaśnia jednak, skąd wziąć pieniądze na dostosowanie szkół na przyjęcie sześciolatków. - Jedyny akapit dokumentu, w którym MEN odnosi się do tych bolączek, sugeruje nauczycielom, by o pomoc prosić rodziców - zauważa Dorota Dziamska, wieloletni metodyk nauczania początkowego zajmująca się kształceniem nauczycieli. Jej zdaniem, ministerstwo najwyraźniej chce, by to rodzice sfinansowali tę reformę. - Pieniądze, które zarezerwowaliśmy, wystarczą na dostosowanie polskich szkół - tłumaczy Krystyna Szumilas, wiceminister edukacji. Sugestii MEN zawartych w poradniku dla dyrektorów komentować nie chce - podkreśla "Metro".