Ostatnie krzyki pilotów: "Jezu, Jezu!"
Piloci prezydenckiego tupolewa prawie do końca nie wiedzieli, że podeszli do lądowania po złym kursie, zbyt nisko i zbyt wcześnie. Prawie do końca nie zdawali sobie sprawy, co im grozi. A gdy już zdali sobie z tego sprawę, zdążyli tylko wykrzyczeć ostatnie słowa przerażenia: "Jezu, Jezu!", donosi "Fakt".
Te wstrząsające informacje ujawnił "Faktowi" rosyjski prokurator, który należy do zespołu badającego przyczyny katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Słyszał zapis z czarnej skrzynki, rejestrującej rozmowy w kokpicie pilotów, z ostatnich 30 minut tragicznego lotu. A to, co opowiedział, potwierdza wstępne ustalenia śledczych, że załoga prezydenckiego tupolewa nie miała żadnych kłopotów technicznych i nie orientowała się, że leci za nisko, aż do chwili, gdy z kabiny zobaczyła las i ziemię.
Informacje o tym, co zapisało się na taśmach z czarnych skrzynek, to jednak wciąż tajemnica śledztwa. Dlatego rozmówca "Faktu" zgodził się o tym opowiedzieć pod warunkiem, że gazeta nie ujawni jego nazwiska.
Ostatnie sekundy zapisu są tak wstrząsające, że - jak mówi rozmówca "Faktu" - zapamięta je do końca życia.
"To bardzo dziwnie wygląda. Ostatnie 30 minut nagrania z rejestratora lotu w większości nie wskazuje na to, aby coś złego działo się z samolotem - zaczyna swoją relację. - Przez większość czasu piloci zachowują się spokojnie. Nie mają sygnałów o tym, aby coś się psuło, było nie tak, aby musieli interweniować. Po prostu rozmawiają, mówią sobie, jak to zwykle bywa w kabinie, o prywatnych rzeczach" - opowiada prokurator.
Podkreśla, że rozmowa prowadzona jest w luźny sposób, nie słychać żadnego napięcia, nerwowości.
W pewnej chwili piloci przerywają pogawędkę i zaczynają przekazywać sobie komendy. Prokurator jest przekonany, że była to rutynowa rozmowa dotycząca przygotowania do podchodzenia do lądowania. I nagle sytuacja się całkowicie zmienia.
"Daj drugi, drugi... W drugą!" - słuchać podniesiony głos w kabinie. Rosyjski prokurator nie jest pewny, co to znaczy. Przypuszcza, że może to być polecenie wykonania jakiegoś manewru na podstawie poprzedniej, pierwszej komendy, np. ze smoleńskiej wieży kontrolnej. Polscy specjaliści, którym "Fakt" opisał tę wypowiedź, nie wykluczają też, że to może być wykrzyczane polecenie przestawienia jakiegoś przełącznika. To będzie można ustalić dopiero po nałożeniu zapisu z rozmów w kabinie z zapisem parametrów lotu, czyli dokładnego czasu uruchomienia każdego urządzenia w kokpicie.
"Zawracaj!" - kolejny okrzyk. Tu specjaliści sądzą, że rosyjski prokurator coś źle zrozumiał. Mało prawdopodobne, by chodziło po prostu o zawrócenie samolotu.
"Ustawienie?" - pada pytanie. "Wysokość?" - za chwilę kolejne. Ale te słowa są już wykrzyczane. Mieszają się z odpowiedziami, ktoś krzyczy jakieś liczby, słychać szum, dużo niezrozumiałych słów...
Rosyjski rozmówca "Faktu" opowiada, że zamieszanie sięgnęło zenitu. "Trudno było cokolwiek zrozumieć, słychać było tylko krzyki" - opowiada. "I wtedy usłyszałem wyraźne, przerażające okrzyki: "Jezu, Jezu!". I było po wszystkim. I koniec, tyle. Tylko tyle..." - mówi smutno.