Mierniki postępu
Komisja Europejska opublikowała ostatnio raport dotyczący realizacji wspólnotowych celów społecznych.
Jednym z szeroko omawianych w tym raporcie wskaźników jest tzw. ryzyko zagrożenia ubóstwem, które odnoszone jest, wbrew literalnemu brzmieniu, nie do biedy w powszechnym tego słowa znaczeniu, ale do zdolności jednostki do pełnego uczestnictwa w społeczeństwie. Czyli krótko mówiąc, dotyczy szans obywatela na dostęp do takich dóbr jak edukacja, praca i kultura.
Według raportu wskaźnik ryzyka zagrożenia biedą jest w Europie ciągle dosyć wysoki. W całej Unii grupą najbardziej upośledzoną są dzieci. A krajem, który wypadł w raporcie najgorzej z tego punktu widzenia, jest Polska. Co czwarte polskie dziecko ma statystycznie małe szanse na uczestnictwo w godziwy (choć nie wiadomo co to oznacza) sposób w życiu społecznym! Trudno się odnieść do rewelacji zawartych w tym czterystustronicowym dokumencie w kilku słowach, jednak sygnał, jaki popłynął w świat, nie jest optymistyczny.
Pojawienie się takiego sygnału oczywiście od razu przyniosło gromki odzew na naszej scenie politycznej.
Na lewicy, jak to na lewicy, tradycyjnie powtórzono stare postulaty. Przede wszystkim - złupić bogatych i obdarować biednych. Zaradnym podwyższyć podatki, niezaradnym podwyższyć zasiłki. Tyle że takie rozwiązania od wielu lat obecne są w polskiej rzeczywistości, a jaka jest ich skuteczność, każdy widzi. Tych, którzy żyją z podatków płaconych przez innych, jest w Polsce patologicznie dużo. A rezultaty - jak na wstępie.
Podczas gdy w Europie próbuje się projektować ułatwianie dostępu do wyższej jakości wykształcenia, które daje szansę na lepszą pracę, a w efekcie lepsze zarobki i rzeczywisty dostęp do osiągnięć cywilizacji, u nas dla libertyńskich środowisk ciągle pierwszorzędną kwestią zdaje się być odgrzewany postulat wprowadzenia od przedszkola obowiązkowej edukacji seksualnej. Najlepiej w wersji opracowanej przez modne w mediach działaczki feministyczne i lobby gejowskie.
Czy naprawdę na początku XXI wieku ktoś jeszcze może uwierzyć, że taka edukacja, opakowana w refundowane z naszych podatków prezerwatywy, będzie najlepszym narzędziem rozwoju społeczeństwa opartego na wiedzy?
Joanna Potocka, publicysta niezależny