"Najbardziej szalone jest to, że dwa dni przed zwolnieniem dostałem od Jana Godłowskiego, najbliższego współpracownika Grzegorza Hajdarowicza propozycję, bym wraz z dziennikarzami tygodnika odkupił od nich tytuł" - mówi Lisicki. "Odpowiedziałem, że to dobrze, bo jestem zwolennikiem spokojnego załatwiania spraw. Oczywiście dodałem, że potrzebuję czasu, bo nie mam pod ręką kilku czy kilkunastu milionów i, że spróbuję taką sumę zebrać" - dodaje. Dwa dni później został zwolniony. "Coś się tutaj kompletnie nie zgadza" - przyznaje w rozmowie z "Wprost". Pytany, czy "Uważam Rze" było dochodowe, odpowiedział: "Jeśli policzymy razem Uważam Rze i Uważam Rze historia, to było bardzo dochodowe przedsięwzięcie. Samo Uważam Rze zresztą też. Do końca 2012 roku mieliśmy zebrać z reklam 7 mln złotych. (...) Dynamika wzrostu dochodów z reklam była niesamowita z kilkuset tysięcy do kilku milionów. Z punktu widzenia biznesu wydawniczego zabijanie "Uważam Rze" było posunięciem całkowicie nieracjonalnym". Cały wywiad w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".