Stan "politycznej wojny" między lewicowymi koalicjantami najpoważniej wygląda na Śląsku, m.in. w Katowicach, gdzie sympatycy SLD do dziś nie pogodzili się ze skreśleniem z listy wyborczej posła Zbyszka Zaborowskiego i umieszczenia na "jedynce" Andrzeja Celińskiego z SdPl. Ostry konflikt ma również miejsce w Sosnowcu, gdzie działacze LiD podzielili się na dwa zwaśnione obozy: popierający Witolda Klepacza (SLD) i sympatyzujących z Grzegorzem Pisalskim (SdPl). Zdaniem części śląskich działaczy SLD, za porozumienie z SdPl utratą stanowiska powinien zapłacić Wojciech Olejniczak. - W różnych regionach konflikty są na różnym poziomie. Ja wiem, jak to wygląda na Śląsku. LiD się rozwala. Łatwiej nam jest dogadać się z Platformą niż z SdPl. PD praktycznie w ogóle tu nie istnieje, nie liczą się - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem " jeden z czołowych działaczy sosnowieckiego SLD. Mówiąc o koalicjantach z SdPl, nie unika używania określeń uważanych powszechnie za obraźliwe. Rozmówca gazety "karierę" polityczną zaczynał jeszcze od młodzieżówki SLD, dziś w strukturach partii zaliczany jest do grona bliskich współpracowników szefa śląskich struktur SLD Witolda Klepacza. Przyznaje, że koalicja Lewica i Demokraci nie przetrwa najbliższych miesięcy, a rozpadnie się z powodu konfliktów pomiędzy SLD a SdPl. Konfliktów, które na Śląsku w gronie LiD są najsilniejsze. - Najczęściej SdPl to ludzie będący dawniej w SLD, którzy rozstali się z nami w niezbyt grzeczny sposób. Jakoś centralnie się z Borowskim dogadali, ale tu nikt mu nie wybaczył tego, co zrobił. Powinni go wyrzucić tak samo jak Millera, przecież Borowski był jednym z ojców porażki. Przegrał wszystko, co można było wygrać - mówi działacz śląskiego SLD.