Kaczyński: 4 lata w opozycji. I wracamy
W obszernym wywiadzie udzielonym "Naszemu Dziennikowi" premier Jarosław Kaczyński analizuje przyczyny porażki wyborczej PiS i zapowiada powrót tej partii do władzy po czterech latach "twardej opozycji".
Oto kilka fragmentów tego znaczącego tekstu:
- Zakładaliśmy taką oto możliwość: możemy wygrać dość wyraźnie z Platformą - i w pewnym momencie wydawało się to zupełnie realne. Liczyliśmy na to, że spowoduje to przemiany w Platformie. Ewentualnie, że będzie tak dobrze, iż będziemy mogli zawrzeć sojusz z PSL. (...). Mówiąc krótko, graliśmy w takiej sytuacji, że było wiadomo, iż wygrać będzie bardzo trudno, ale nie mieliśmy wyjścia.
. Nie doceniliśmy też tego, że ta operacja mobilizacyjna przeciw nam przybierze tak ogromne rozmiary. Prawdopodobnie o wyniku wyborów tak do końca zdecydowała akcja: "Idź na wybory, zmień Polskę". Akcja, która była w istocie skierowana przeciw nam i przez całą ciszę wyborczą bardzo energicznie prowadzona.
- Nie mieliśmy koncepcji (kontrolowanego upadku, oddania władzy - red.). - Uważaliśmy, że gdyby można było dalej realizować wiele przedsięwzięć już przez nas przygotowanych - około 60 ustaw było już w Sejmie, 115 ustaw było gotowych w rządzie - to byśmy to zrobili i dzięki temu zrobilibyśmy bardzo dużo dobrych rzeczy dla Polski, choćby reformę finansów publicznych czy nowy kodeks karny. To wszystko było już gotowe.
- Zapewniam, że w ciągu następnych dwóch lat sytuacja nie będzie lepsza niż teraz, a obawiam się, że będzie gorsza, bo jakość rządzenia będzie gorsza. Proszę spojrzeć choćby na Warszawę. Kiedy mój brat był prezydentem Warszawy, to na 40 ważnych dyrektorów, takich działających w skali ogólnowarszawskiej, tylko jeden był partyjny. Dzisiaj na 450 stanowisk kierowniczych podległych marszałkowi województwa mazowieckiego jest jeden bezpartyjny. A 449 jest obsadzonych w ramach podziału PO - PSL. To są często stanowiska naczelników, stanowiska o charakterze administracyjnym. Stanowi to najlepszy dowód, jak to będzie wyglądać w Polsce.
- Widać, że Donald Tusk trochę się już boi. Nie bardzo wie, kogo zrobić ministrem. Boi się swoich kolegów, tego, co oni zrobią, jak wpadną do resortów. Zaczyna szukać jakiegoś rządu fachowców, zaczyna się wić.
- W moim przekonaniu, stojąc na czele tej formacji i z takim otoczeniem, jakie ma Donald Tusk - mówię o tym jego najbliższym otoczeniu, tych panach, którzy mu się w usta wbijali zaraz po zwycięstwie wyborczym - i cokolwiek o tych panach wiedząc - a ja cokolwiek o tych panach wiem - to musiałby być prawdziwym geniuszem, aby być dobrym premierem.
- Koalicja z PO byłaby wtedy możliwa, gdyby Platforma po raz kolejny przegrała i grupa KLD-owska (Kongresu Liberalno- Demokratycznego - red.) tam rządząca - nieliczna, ale świetnie zorganizowana i trzymająca całą resztę - przegrała i została odrzucona. Wtedy byłaby możliwość koalicji. Póki rządzi tamta grupa, żadnej koalicji nie będzie.
INTERIA.PL/PAP