"Kaczyńscy przeciw rozliczeniom"
Nie sądziłem, że dożyjemy czasów, gdy głównymi przeciwnikami rozliczeń z przeszłością będą bracia Kaczyńscy - mówi publicysta Marek Zając.
Dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" był gościem RMF:
Tomasz Skory: Potrafi pan przekonująco uzasadnić stanowisko kardynała Dziwisza i krakowskiej kurii - zakaz działania dla księdza Zaleskiego?
Marek Zając: Na pewno wczorajsza decyzja daje pole do łatwych komentarzy, że Kościół chce pozamiatać bolesne sprawy pod dywan, że chce ukryć to, co znajduje się w teczkach SB na temat uwikłania księży we współpracę ze służbami specjalnymi PRL.
Taki jest najprostszy wniosek.
Widzieliśmy w dzisiejszym "Dzienniku" błyskawicznie przeprowadzony sondaż, gdzie 50% ankietowanych odpowiada, że decyzja kardynała Dziwisza szkodzi Kościołowi. Jeśli dziś brałbym udział w zebraniu w krakowskiej kurii, radziłbym jedno: by bronić własnej wiarygodności. Mianowicie, bardzo ostre zdecydowane zintensyfikowanie prac komisji historyków, jednocześnie publiczne ogłoszenie, kiedy owa komisja przedstawi szczegóły raportu ze swoich prac. To chyba w tym momencie jedyne wyjście.
To pierwsze już było, tego drugiego nie ma - nie ma terminu ukończenia prac komisji "Pamięć i Troska". Po upomnieniu ks. Zaleskiego, co tu dużo gadać, po tym bezceremonialnym zamknięciu mu ust, myśli pan, że Kościół nadal się będzie cieszyć zaufaniem i autorytetem wiernych?
To zależy od kroków, które teraz Kościół podejmie. Gdyby za kilkanaście dni czy za kilkadziesiąt, jakiś historyk, który nie jest zobowiązany posłuszeństwem wobec biskupa, ogłosił wyniki swoich badań, podobne do tych, które chciał ogłosić ksiądz Zaleski i gdyby w tych badaniach, w raporcie pojedynczego historyka znalazły się nazwiska czołowych księży, znanych z pierwszych stron gazet, to wtedy efekt dla Kościoła byłby na pewno katastrofalny.
Ale tak zapewne będzie. Nikt nie będzie zdziwiony, jeśli badania księdza Zaleskiego zostaną ujawnione przez kogoś innego. Materiał wyjściowy jest ten sam.
Dlatego mam wrażenie, że wczorajsza decyzja kurii jest w dużym stopniu spóźniona i kontrskuteczna.
Zauważył pan takie bardzo znamienne przesuniecie akcentów w polityce, a może szerzej, w życiu publicznym - te szeregi niedawnych zwolenników oczyszczenia życia publicznego w sprawie Kościoła zaczynają mówić językiem niechętnej lustracji "Gazety Wyborczej". To, że ujawnianie bez należytej weryfikacji daje więcej szkody niż pożytku, że jeśli już, to rozważnie. Znamienne, prawda?
To kompletnie zaskakujące. Nigdy nie sądziłem, że dożyjemy czasów, gdy głównymi przeciwnikami rozliczeń z przeszłością będą bracia Kaczyńscy, którzy bardzo chłodno wypowiadali się wczoraj o lustracji w Kościele.
Nie tylko chłodno, ale wręcz gorąco - choćby prezydent Kaczyński, który dołożył do tego podejrzenie zorganizowanego spisku związanego z ujawnianiem domniemanych agentów w Kościele akurat teraz. Prezydent sięga po ABW, po policję.
Tych słów prezydenta nie rozumiem. W takim razie wywiad powinien sprawdzać księdza Zaleskiego, czy może - co byłoby kompletnie absurdalne - sprawdzać np. redakcję "Tygodnika Powszechnego".
Takie przesunięcia zakrawa na histeryczne działania, bo jeśli połączyć zachowanie kurii i kardynała Dziwisza z tym, co mówi prezydent i co robi prezydent, to wygląda na dość aktywną działalność zmierzającą... Właśnie, do czego?
Trudno powiedzieć, ale wiadomo, jaki jest efekt społeczny. Główne przekonanie, jakie rodzi się - co raz jeszcze podkreślę - potwierdził sondaż w "Dzienniku", polega na tym, że Kościół, czy też Kościół we współpracy z władzą stara się coś ukryć. Teraz naprawdę trzeba zrobić wszystko, by podkreślić wiarygodność Kościoła. Potrzebny jest jasny komunikat ze strony kurii w Krakowie, jak i może w ogóle całego Episkopatu.
W tej właśnie sprawie grupa publicystów katolickich wystosowała list do Episkopatu o rzetelne ukazania prawdy o Kościele w PRL. Czy nie jest jakoś krepujące, że tej prawdy nie domaga się nikt z "Tygodnika Powszechnego"?
Trudno mi powiedzieć, dlaczego z redakcji nikt nie podpisał tego apelu. Taką wiedzą - choć to zabrzmi dziwnie - nie dysponuję, bo jestem w Warszawie od dłuższego czasu, natomiast i "Tygodnikowi" w ostatnim czasie się dostało właśnie za te decyzje o zawieszeniu współpracy z księdzem Malińskim. Ale raz jeszcze chciałem powiedzieć: nie było innego wyjścia. Wszyscy trochę błądzimy, wszyscy trochę szukamy modelu, mechanizmu, jak takimi sprawami się zajmować. W Krakowie od dawna było gęsto od plotek, "Tygodnik" ostanowił skonfrontować zawartość teczek w IPN z oświadczeniem księdza Malińskiego, z wywiadem z nim przeprowadzonym, z jego świadectwem. Wydawało się nam, że to najlepsze rozwiązanie, ale kiedy ks. Maliński wycofał publikację wywiadu, zapadła decyzja o zawieszeniu z nim współpracy do momentu zawieszenia wszystkich tych wątpliwości. Oto chyba tak naprawdę powinno chodzić wszystkim stronom - o wyjaśnienie wątpliwości. Bo przecież nawet wstrzymanie publikacji zawartości SB-eckich teczek sprawi, że każdą wątpliwość, plotkę będzie się rozstrzygać tak na niekorzyść kurii w Krakowie, jak i na korzyść wielu oskarżonych księży. Być może wielu z nich oskarżonych bez żadnych podstaw, ale plotki będą krążyć i dla wielu będą brzmieć w coraz większym stopniu prawdopodobnie.
Dziękuję bardzo.
Posłuchaj całego wywiadu: