W polskich aptekach szczepionek brakuje. Preparaty te są jednak wciąż dostępne w Czechach, Słowacji czy Austrii. Dlatego niektórzy rodzice sprowadzają szczepionkę na własną rękę. - Najczęściej preparat zostaje wrzucony do bagażnika i w ten sposób jedzie do Polski, mówi Magdalena Mieszkowska, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu. - Tymczasem po kilku godzinach w cieple lub na świetle bakterie odzyskują swoje chorobotwórcze właściwości. Podanie takiej szczepionki może wywołać groźne komplikacje. W najlepszym przypadku preparat po prostu nie zadziała. Ale częściej wywoła chorobę: niekoniecznie sepsę, ale na przykład zapalenie płuc. Ostatecznie może nawet doprowadzić do śmierci, ostrzega epidemiolog.