Golgota Wschodu
Zaledwie przed siedemdziesięciu laty koloratka, sutanna czy zakonny habit stawały się w samym środku Europy wyrokiem śmierci. Trzeba o tym nieustannie przypominać, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy protagoniści nowej "pamięci" historycznej próbują nam wmówić, że bolszewizm nie był systemem ateistycznym.
Realizując postanowienia tajnego protokołu do niemiecko-sowieckiego paktu o nieagresji, 14 września 1939 r. wydano radzieckie dyrektywy "o rozpoczęciu ofensywy przeciwko Polsce", a trzy dni później Armia Czerwona dokonała inwazji na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, broniącej się tymczasem od ponad dwóch tygodni przed atakiem niemieckim z trzech stron.
W efekcie zdradzieckiego ataku na Polskę Związek Sowiecki zajął tereny II Rzeczypospolitej o powierzchni ponad 200 tys. km kw., zamieszkałe przez 13,5 mln osób, w tym przez prawie 5 mln Polaków, a poza nimi przez Ukraińców, Białorusinów, Żydów i Litwinów. Już pod koniec listopada ci dotychczasowi obywatele wielonarodowej II RP stali się przymusowo obywatelami sowieckimi.
Potworny polip ateizmu
"Pamiętnym pozostanie ów rok 1939 - pisał biskup łucki Adolf Szelążek. - Zbliżał się ten potworny polip: ta chmura nie chmura, swym przenikliwym dymem, trującym i zgniłym, zalega pół Polski. Jego macki natychmiast sięgnęły po dusze dzieci, młodzieży. Na ulicach, w szkołach, na mityngach, podczas niezliczonych uroczystości, zabaw, pochodów, wmawiano w te dusze, że Boga nie ma, że religia to kłamstwo, że księża mówią nieprawdę, sami nie wierzą, a tylko lud wyzyskują".
Zaś we Wspomnieniach wojennych, przebywająca w tym czasie we Lwowie, a więc także pod sowiecką okupacją, Karolina Lanckorońska zapisała: "Od wschodu zalała nasze ziemie, jak za Władysława IV, nieukształtowana społecznie dzicz i walczyła z nami w imię haseł społecznych wypływających w bardzo dużej części z kompleksu niższości, z nienawiści dla kultury, której najeźdźca nie posiadał. Ponieważ ta kultura była polska, trzeba było zniszczyć wszystko, co polskie".
Istotą sowieckiej okupacji wschodnich części Polski była więc m.in. walka z polskością oraz z Kościołem katolickim i jego duchowieństwem. Stosowane w tej walce zbrodnicze metody dobrze obrazuje sytuacja kresowej diecezji łuckiej, będąca reprezentatywnym obrazem losów Kościoła katolickiego w Polsce pod sowiecką okupacją. Diecezja ze stolicą w Łucku obejmowała powierzchnię ponad 38 tys. km kw., w dużej mierze tożsamą z Wołyniem, co stanowiło dziesiątą część obszaru przedwojennej Polski. W 166 parafiach tej diecezji posługiwało 260 księży obrządku rzymskokatolickiego, którzy sprawowali opiekę duszpasterską nad 370 tys. wiernych. Już po zajęciu Łucka przez Armię Czerwoną ze swego domu wyrzucony został wspomniany biskup łucki Adolf Szelążek. Z kościelnych gmachów usunięto też biura Kurii Diecezjalnej. Zaraz później Sowieci zlikwidowali seminaria duchowne - biskupie w Łucku i papieskie w Dubnie. Kasata dotknęła też 9 klasztorów męskich oraz 10 zakonów żeńskich, z których wyrzucono 215 sióstr zakonnych.
W pierwszych tygodniach po zbrojnym najeździe NKWD aresztowało kilkunastu najbardziej "niebezpiecznych" księży, w tym m.in. ks. infułata Mariana Tokarzewskiego, byłego kapelana marszałka Józefa Piłsudskiego i prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Został on skazany przez sowiecki trybunał na karę śmierci, zamienioną później na kilka lat łagrów. Zginął w trakcie odbywania owej nieludzkiej kary. Podobnie tragiczny los podzielili m.in.: ks. kanonik Władysław Szpaczyński, wykładowca prawa kanonicznego z Łucka (kara śmierci za antysowiecką działalność w polskim podziemiu, zginął w łagrze w trakcie odbywania "złagodzonej" kary), ks. Stanisław Kobyłecki, wykładowca teologii, proboszcz z Włodzimierza Wołyńskiego (skazany na karę śmierci, zamienioną na 25 lat łagru, wpadł następnie w ręce niemieckie, działał w AK, bronił ludności przed bandami UPA, szczęśliwie przeżył wojnę) czy księża: Tadeusz Bączkowski, Aleksander Teodor Czaban, Józef Kazimierz Czurko, Bronisław Galicki, Stanisław Gałecki, Franciszek Rutkowski, Kazimierz Woźnicki, Stanisław Ziętara, Bolesław Żyliński.
Wymienieni księża diecezji łuckiej zostali aresztowani przez NKWD, a następnie skazani na kary śmierci lub równe powolnemu umieraniu pobyty w łagrze. Wszyscy umarli z wycieńczenia lub zostali zastrzeleni przez sowieckich żołnierzy, albo też zginęli w nieznanych do dziś okolicznościach. Miejsca pochówku większości z nich nie są znane.
Ginęli za wiarę i ojczyznę
Z badań fachowców wynika, że podczas II wojny światowej diecezje katolickie na terenach II RP, pozostających pod okupacją ZSRS, utraciły średnio 30 proc. swojego prezbiteratu. W diecezji łuckiej zginęło 55 z 260 księży. Sowieci siali spustoszenie pośród duchowieństwa i wiernych Kościoła katolickiego przez niemal dwa lata. Po zajęciu Łucka przez wojska niemieckie w czerwcu 1941 r., w związku z wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej, zaczęła się kolejna fala prześladowań duchownych, tym razem ze strony niemieckiego okupanta, który śmiertelne żniwo swej zbrodniczej działalności zebrał już przez minione dwa lata wojny w zachodniej części okupowanej Polski (o działalności okupanta niemieckiego na ziemiach polskich zajętych przez Rzesze we wrześniu 1939 r.).
Dodatkowo w latach 1943-1944 Kościół rzymskokatolicki na Wołyniu dotknięty został zbrodniami ukraińskich nacjonalistów spod znaku UPA. Jak podaje dr Leon Popek, badacz tych zagadnień, z rąk UPA zginęło ok. 50-70 tys. ludności polskiej, w tym 18 księży.
Ukraińscy nacjonaliści mordowali ich w okrutny i niewyobrażalny sposób. Ks. Jan Kotwicki z Chrynowa został wraz z dwustoma wiernymi zamordowany w kościele parafialnym, gdy stał przy ołtarzu. O. Ludwik Wrodarczyk z Okopów został przez zbrodniarzy z UPA ukrzyżowany, a według jednej z relacji, wyrwano mu też serce. Ks. Stanisławowi Dobrzańskiemu według przekazu obcięto głowę siekierą, a wraz z nim wymordowano ponad tysiąc Polaków, parafian z Ostrówki. W kościele w Porycku zamordowano ks. Bolesława Szawłowskiego wraz z grupą 200 wiernych, zaś proboszczowie z Tesłuhów i Dederkał - księża Hieronim Szczerbicki i Jerzy Cimiński - zostali przez Ukraińców żywcem wrzuceni do studni w Wołkowyjach, gdzie zmarli. W Korytnicy przepiłowano w drewnianym korycie w poprzek ciało ks. Karola Barana. W tym samym czasie okupujący te terytoria Niemcy wywieźli do obozów koncentracyjnych 36 kolejnych księży diecezji łuckiej.
Na swym pasterskim posterunku cały czas trwał - mimo realnego zagrożenia życia - bp Adolf Szelążek. Po reokupacji polskiego Wołynia przez Sowietów wiosną 1944 r. władze radzieckie zażądały, by biskup opuścił teren diecezji łuckiej. Ten jednak odmówił, wyjaśniając, że może mu to nakazać jedynie Ojciec Święty. W efekcie w nocy z 3 na 4 stycznia 1945 r. biskup został aresztowany i umieszczony w więzieniu w Kijowie. Głównym zarzutem przeciwko pasterzowi była odnaleziona w jego domu pisemna relacja, w której opisywał zbrodnie przeciwko Polakom podczas wojny na terenie jego diecezji. W surowym więzieniu biskup spędził półtora roku.
Jak pisze dr Leon Popek, należał do najstarszych więźniów świata, gdyż ten sędziwy i niezłomny duchowny w 1945 r. ukończył 80 lat. Opuścił stalinowski karcer w 1946 r. po intensywnych naciskach Stolicy Apostolskiej i został wydalony na terytorium Polski, już w nowych, powojennych granicach. Pochowano go w kościele św. Jakuba w Toruniu.
Nie-pamięć historyczna
Musiało minąć ponad 70 lat od tych ponurych, wojennych czasów, by w wydawanej w Polsce "Gazecie Wyborczej" jej redaktor naczelny - komentując niedawne przesłanie Episkopatu Polski i Patriarchatu Moskiewskiego do wiernych obu wyznań, zachęcające m.in. historyków i specjalistów do "obiektywnego poznania faktów oraz ukazania rozmiarów tragedii i dramatów", wywołanych m.in. przez reżimy totalitarne, kierujące się ideologią ateistyczną - napisał bez żenady na pierwszej stronie wspomnianej gazety, następujące słowa: "W oświadczeniu czytamy o bolesnych doświadczeniach ateizmu, który narzucono naszym narodom, i o reżimach totalitarnych kierujących się ideologią ateistyczną. Te sformułowania rodzą znaki zapytania. Istotą reżimów, takich jak nazizm czy bolszewizm - wywodzi dalej Adam Michnik - nie był ateizm (a tym bardziej nie liberalizm), lecz totalitarny terror rozrywający więzi społeczne, zasada, że człowiek jest własnością państwa".
W takich chwilach, po lekturze podobnych wynurzeń, pozostaje nam milczenie (zamiast emocjonalnych inwektyw), podawanie obiektywnych danych historycznych (zamiast polemiki z pseudofilozoficznymi rojeniami), a także relacje naocznych świadków (zamiast wystawionej na urągowisko wiedzy odtwórczej). Odpowiedzmy więc - rebours na bijący po oczach tekst prasowy, sporządzony 73 lata po wojnie, słowami wypowiedzianymi przez prymasa Polski, kard. Augusta Hlonda w marcu 1940 r., pod wpływem danych, jakie otrzymywał on z diecezji okupowanych przez ZSRS: "Wkraczając do Polski, bolszewicy nieśli ze sobą program wyrażony w haśle religia - opium dla ludu. (...) Jedną z racji istnienia reżimu sowieckiego jest walka z religią w ogóle, a katolicką w szczególności. Dowodem na to jest fakt, że w całym państwie sowieckim nie odprawia się ani jedna Msza katolicka (poza kaplicami ambasad państw katolickich w Moskwie), nie ma ani jednego księdza na wolności i ani jednego kościoła". Ot, taki to był "bolszewizm bez ateizmu".
Adam Suwart
Wykorzystano m.in. prace autorstwa: ks. Romana Dzwonkowskiego, Leona Popka, Lilli Barbary Paszkiewicz.