Czeka nas rewolucja na stokach
Rewolucję na trasach narciarskich zapowiada Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. W projekcie nowych przepisów przewidziano zakaz jazdy na nartach po alkoholu i ograniczanie liczby ludzi na konkretnej trasie narciarskiej - podaje "Gazeta Krakowska".
rok temu na polecenie wicepremiera Ludwika Dorna. Wcześniej doszło do kilku groźnych wypadków narciarskich - przypomina dziennik. Początkowo zakładano, że nowe przepisy dotyczące bezpieczeństwa na trasach narciarskich będą obowiązywać już tej zimy. Tak się jednak nie stało.
- Prace są już bardzo zaawansowane - zapewnia rzecznik MSWiA Witold Lisicki. - Będzie to rozporządzenie Rady Ministrów. W projekcie jest wiele zmian i nowych rozwiązań. Chcemy m.in. zabronić uprawiania turystyki górskiej, czy korzystania z urządzeń sportowych pod wpływem alkoholu i środków odurzających. Mamy tu na myśli np. narkotyki. A zgodnie z zapisami w ustawie, trasa narciarska, wyciąg, to właśnie urządzenie sportowe - mówi.
Według informacji przekazanych gazecie przez ministerstwo, trwa właśnie dyskusja czy do nowych przepisów włączyć też ograniczanie ilości narciarzy na konkretnej trasie (byłaby wówczas określana "chłonność" danego terenu).
Proponowane zmiany budzą jednak kontrowersje. Pojawiły się bowiem m.in. informacje, że trzeźwość narciarzy mogliby sprawdzać ratownicy górscy.
- Nie podoba się nam ten pomysł - mówi naczelnik TOPR Jan Krzysztof. - Nie wyobrażam sobie sytuacji, by ratownicy pełnili rolę policjantów na stokach. Nie jest to możliwe, ani z punktu widzenia formalnego, ani zadań jakie mamy. Poza tym uważam, że istnieją przepisy, które nakładają na pijanego narciarza odpowiedzialność np. za spowodowanie wypadku. Jesteśmy przeciwni mnożeniu martwych zapisów - podkreśla. Jego zdaniem, zakaz jazdy na nartach po alkoholu nie jest precyzyjny.
Według narciarzy i właścicieli wyciągów narciarskich, problemu narciarzy "na gazie" nie należy bagatelizować. Jak informuje "Gazeta Krakowska", za wprowadzeniem zakazu jazdy na nartach po alkoholu opowiadają się także narciarze.
INTERIA.PL/PAP