Film ten koncentruje się na kwestii postawy polskich władz wobec śledztwa i badania okoliczności katastrofy, postawy prokuratury i komisji Millera. Dodatkowo prezentuje ekspertyzy niezależnych naukowców, którzy przeprowadzali badania specjalistyczne ws. katastrofy. W "Anatomii upadku" występują też nowi świadkowie, do których udało się dotrzeć podczas kolejnej wyprawy do Smoleńska. "Ludzie, z którymi rozmawialiśmy, opisywali fakty całkowicie odbiegające od wersji przedstawianej nam przez rosyjski MAK i komisję Millera. Nasi rozmówcy mówią, że samolot leciał już kołami w dół tam, gdzie zdaniem obu tych komisji leciał już kołami w górę, a także opisują proces fragmentacji samolotu, który następował kilkaset metrów przed miejscem zderzenia maszyny z ziemią" - mówi "GPC" Gargas. Jak podkreśla, "film przedstawia fakty, które wskazują na to, że w Tu-154M do wybuchu mogło dojść, a które są ignorowane przez polską prokuraturę". Zdaniem Gargas ogłoszenie po 10 - 15 minutach, że nie ma kogo ratować, bez drobiazgowego sprawdzenia, czy choć jedna osoba nie przeżyła katastrofy, np. przywalona fragmentem skrzydła, musi wywoływać wątpliwości. To już drugi film Anity Gargas na temat katastrofy smoleńskiej. Poprzedni - "10.04.10" - to niemal półtoragodzinny dokument powstały po ogłoszeniu raportu MAK. Wiele zawartych w nim tez ma wymowę polemiczną wobec tego dokumentu. Autorka robiąc ten film, rozmawiała m.in. z mieszkańcami osiedla sąsiadującego z lotniskiem, pilotami i pracownikami jednostki wojskowej w Smoleńsku. Niektórzy świadkowie wskazują fakty nieuwzględnione w rosyjskim raporcie, mówią m.in. o błysku, który widzieli za ogonem tupolewa, gdy jeszcze znajdował się parę metrów nad ziemią, kilkaset metrów przed uderzeniem w ziemię. Spory fragment filmu poświęcony jest postępowaniu z wrakiem samolotu, autorka pokazuje, jak Rosjanie tną szczątki samolotu na kawałki, dokumentuje też sposób przechowywania ich pod gołym niebem, w śniegu, pod prowizorycznymi płachtami brezentu.