Początek roku szkolnego. "Fakt": Rodzice i dyrektorzy boją się chaosu
"Ponad 4,5 miliona polskich dzieci może wkrótce stać się uczestnikami ryzykownego eksperymentu" - alarmują dyrektorzy szkół w piśmie cytowanym przez "Fakt". Swoje obawy wyrażają też rodzice. "Boję się, ale puszczę dziecko do szkoły" - mówi gazecie jedna z mam.
Nowy rok szkolny rozpocznie się za kilka dni, jednak obawy placówek i rodziców są spore. Od września podstawowym modelem pracy w szkołach mają być zajęcia stacjonarne. Będzie też możliwy model mieszany: dyrektor szkoły po uzyskaniu zgody organu prowadzącego i na podstawie pozytywnej opinii sanepidu będzie mógł zadecydować, że część dzieci lub klas będzie uczęszczać do szkoły w tradycyjnej formie, a część uczyć się na odległość.
Przy większym zagrożeniu epidemiologicznym w grę wchodzi przejście całej szkoły na edukację zdalną.
"Będzie dochodzić do zakażeń"
"Nie mamy wątpliwości, że w szkołach będzie dochodzić do zakażeń koronawirusem" - mówi "Faktowi" Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Zdaniem Pleśniara zalecenia MEN są spóźnione i niedokładne. "Co rząd robił w lipcu? Był na wakacjach?" - pyta.
"To nie jest normalny rok szkolny i wszyscy mamy tego świadomość. Oszczędzanie może odbić nam się czkawką. To igranie zdrowiem i życiem wielu ludzi" - mówił z kolei Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego "Forum-Oświata". W wywiadzie z Interią przekonywał także, że funkcja, jaką powierzono Dariuszowi Piontkowskiemu, przerosła go.
Rodzice zaniepokojeni
Niejasności budzą niepokój wśród dyrektorów. Podobne nastroje słychać też wśród rodziców - czytamy.
"Nikt się z nami nie kontaktował w sprawie rozpoczęcia roku szkolnego. Udało mi się jedynie dowiedzieć, że informacje szkoła przekaże dopiero po radzie pedagogicznej. Mam duże obawy w związku z posłaniem syna do szkoły, bo jeśli ktoś będzie chory, to kwarantanną zostanie objęta cała nasza rodzina, a przecież my musimy pracować" - mówi jedna z mam.
"Boję się, ale puszczę dziecko do szkoły" - dodaje kolejna.
"Wydaje się, że w przytłaczającej większości szkół można rozpocząć stacjonarne zajęcia. Tam, gdzie są strefy żółte i czerwone, to inspektor sanitarny będzie musiał się wypowiedzieć. Sam fakt, że ktoś zachorował w okolicach Rzeszowa, wcale nie oznacza, że w okolicach Szczecina trzeba zamknąć wszystkie szkoły" - uspokaja jednak minister edukacji w rozmowie z Interią.
Więcej w "Fakcie".