Wrocław ma problem z pijanymi Brytyjczykami
Do niedawna to Kraków słynął z najazdów dzikich hord turystów z Anglii, Irlandii czy Szkocji. Teraz wyspiarze na celownik wzięli sobie Wrocław - pisze "Dziennik".
Gazeta sugeruje, że anglojęzyczni przybysze zbyt często zachowują się jak chuligani. Wrocław zaczyna mieć z nimi problem.
Czwartkowa ciepła noc. Na wrocławskim rynku ogródki piwne pękają w szwach. Nagle pojawia się niecodzienny pochód: kilka rosłych zakonnic, w habitach i welonach oraz z dużymi krucyfiksami na piersiach, przechadza się w towarzystwie młodego mężczyzny ubranego w strój rodem z sex-shopu. Mężczyzna ma na sobie obcisły skórzano-lateksowy kostium, z obrożą nabijaną ćwiekami i skórzanymi bransoletami na rękach.
Okazuje się, że to przedstawienie urządzili sobie podchmieleni Brytyjczycy, którzy zmieniali właśnie knajpkę. Za wszelką cenę chcieli zwrócić na siebie uwagę. Mężczyzna w stroju sado-maso przytulał się do zakonnic, wywijał pupą, na której ciasno opinał się lateks. - Nie byli agresywni, nikogo nie zaczepiali, nie było więc podstaw, by ich zatrzymać. Jeśli chodzi o stroje, to habit nie jest symbolem kultu, nie można więc mówić o obrazie uczuć religijnych, a krzyż ma prawo nosić każdy. Nie naruszyli więc prawa - tłumaczy komisarz Beata Tobiasz z dolnośląskiej policji.
Czy tak samo funkcjonariusze potraktowaliby pijanych Polaków? Eksces w wykonaniu Polaków skończyłby się zapewne co najmniej przewiezieniem do izby wytrzeźwień. - Traktujemy wszystkich jednakowo - bronią się służby porządkowe.
- Kiedy kilka tygodni temu pijany Anglik wykąpał się w fontannie, po kilkudziesięciu sekundach zjawili się strażnicy i ukarali delikwenta mandatem. Grzecznie go przyjął i od razu zapłacił - mówi Dagmara Turek-Samól z wrocławskiej straży miejskiej.
Jednak ostre libacje alkoholowe czy wymiotowanie w miejscach publicznych stały się normą. - Najgorzej jest w weekendy. Zwalają się dzikie hordy nastawione na turystykę alkoholową, wlewają w siebie hektolitry piwa i zachowują się, jakby byli na Dzikim Zachodzie - opisuje Agnieszka, kelnerka w jednym z pubów w centrum miasta.
INTERIA.PL/PAP