Wakacje w Czarnobylu
Wielka przygoda z wyjącym z licznikiem Gaigera? To możliwe. Coraz więcej amatorów mocnych wrażeń jedzie na własną rękę na miejsce katastrofy atomowej w Czarnobylu. Wyjazd zorganizują nam także biura podróży.
O nowym pomyśle na spędzenie wakacji pisze "Dziennik Wschodni".
"Zbiornik na wodę do chłodzenia, bloki elektrowni, betonowe kominy. To wszystko chcę zobaczyć" - mówi Staszek, który do Czarnobyla w północnej Ukrainie wybiera się za dwa tygodnie. "Buszowałem kiedyś w Internecie i natknąłem się na zdjęcia z elektrowni i okolic. Fascynujące. Opustoszałe miasta i wsie, gigantyczne składowiska samolotów, ciężarówek, statków... Teraz sam chcę to sfotografować".
Na tygodniową wyprawę na Wschód wybiera się z dwoma kolegami. Pojadą motocyklem. "Tak jest o wiele taniej i wygodniej. Wszędzie można dotrzeć" - tłumaczy. Na wyprawę zabierają zwykłe spodnie, koszulki, bluzy. "Jeszcze tylko licznik Gaigera do pomiaru skażenia radioaktywności musimy sobie załatwić. Bez licznika pewnie wpakowalibyśmy się w miejsca o śmiertelnej dawce napromieniowania". - mówi.
"Aby wejść na teren elektrowni, będziemy musieli przekonać do tego strażników. Najlepiej przemawia do nich obca waluta"- żartuje Staszek.
Do Czarnobyla nie trzeba jechać na własną rękę. Zorganizowanie tej egzotycznej wyprawy można powierzyć specjalistom. Niektóre biura podróży przygotowały już odpowiednią ofertę. "Do Czarnobyla możemy zawieźć każdego chętnego. Nie ma problemu" - zapewnia właścicielka biura podróży z Lublina. Wyprawa na radioaktywne wczasy jest dość kosztowna. Za przejazd do Kijowa i z powrotem trzeba zapłacić 280 zł. Tam też organizator zapewnia nocleg w cenie ok. 30 dolarów. Dodatkowo trzeba opłacić wycieczkę do Czarnobyla. 198 dolarów od osoby.
"W cenę wliczony jest przewóz z Kijowa do Czarnobyla, przewodnik oprowadzający po terenie elektrowni i ekologiczny obiad. Ale zapewniam, jedzenie na talerzach nie będzie świecić - wymienia organizatorka wyjazdów.