Krety pomagają archeologom
Doświadczenie archeologów mówi, że pomocne w lokalizacji stanowisk archeologicznych mogą być bardzo różne czynniki - gospodarz, który wskaże, gdzie znalazł "tajemniczy kamień", zdjęcia wykonane z samolotu samolotu, a czasem nawet... kret - informuje Serwis PAP - Nauka w Polsce.
Pole, łąka, pagórek w lesie, krypta kościelna, średniowieczne mury - to pracownia archeologów. Tu wyposażeni w łopaty, grace, skrobaczki i inny specjalistyczny sprzęt szukają śladów, jakie pozostawili po sobie nasi przodkowie.
Jak dochodzi do odkryć? Odpowiedzi można oczywiście szukać w filmach o przygodach słynnego archeologa, dr. Indiany Jonesa. Na Arkę Przymierza w Egipcie czy indyjskie kamienie Sankhary dzielny archeolog z filmów Stevena Spielberga natrafił dzięki studiowaniu źródeł pisanych, znajomości starożytnych języków a także... obecności we właściwym miejscu o odpowiednim czasie. Nie są to jednak jedyne metody lokalizowania stanowisk archeologicznych. Naukowcy do dyspozycji mają inne, nie mniej skuteczne.
Stanowisko z epoki kamienia w Szczepankach koło Giżycka zostało odkryte dzięki... "kreciej robocie". Kilka lat temu dwóch studentów odbywających praktyki archeologiczne na jednym z okolicznych stanowisk skrupulatnie szukało śladów kolejnych stanowisk. Chodząc po polach zaglądali przede wszystkim do licznych kretowin. Opłaciło się. Pośród ziemi wypchanej na powierzchnię leżały też zabytki. Podjęto decyzję - trzeba tu kopać za rok. Dziś regularnie badane stanowisko jest uznawane za jedno z najcenniejszych w Polsce.
Nie tylko krety "pomagają" archeologom. Niezwykle skuteczne, choć także i niszczące dla stanowisk archeologicznych, okazuje się wiosenne i jesienne oranie pól przez rolników. Pług, niszcząc przeważnie górne partie stanowisk, wyrzuca na powierzchnię zabytki. Studenci i archeolodzy ruszają wtedy na pola, by szukać takich skupisk. To one wskazują, że pod powierzchnią ziemi może znajdować się warta przebadania osada czy cmentarzysko. Jest to najbardziej rozpowszechniona metoda poszukiwania nowych stanowisk, nazywana powierzchniówkami.
Susza, a także wykorzystanie samolotu do obserwacji terenu z lotu ptaka, przyniosły nie lada sensację w lipcu zeszłego roku. W pobliżu Szamotuł (koło Poznania) odkryto Stare Szamotuły - zalegające pod ziemią zaginione średniowieczne miasto. Poszukiwania prowadzone z poziomu ziemi długo nie przynosiły rezultatu. Wreszcie archeolodzy zdecydowali się użyć samolotu.
Z pewnością prospekcja lotnicza jest bardziej kosztowna od powierzchniówek, do tego wymaga umiejętności interpretacji wyróżników wegetacyjnych - jednak rezultaty są nieocenione. Jak twierdzi Otto Braasch, niemiecki archeolog lotniczy "doświadczony obserwator potrafi z wysokości z łatwością połączyć w sensowną całość szczegóły, które dla pieszego czy płynącego łodzią muszą pozostać niedostrzegalne. Ślady te, zauważalne w otwartym terenie lub na płytkich wodach, obserwatorowi z powietrza mogą wskazywać na obecność obiektów archeologicznych".
Ale nie zawsze wystarcza dobry wzrok. Głośne odkrycie w egipskiej Sakkarze grobowca wezyra Merefnebefa było możliwe m.in. dzięki zastosowaniu bardziej skomplikowanych metod geofizycznych. Po wykonaniu takich badań archeolodzy otrzymali obraz tego, co znajdowało się pod ziemią. W tym momencie byli w komfortowej sytuacji, mogąc wybierać te miejsca, które sprawiają wrażenie najbardziej interesujących, czy pełne obiektów archeologicznych. Metody te są drogie, lecz otrzymany wynik w pełni rekompensuje poniesione koszty.