Inwazja yeti. Ogromna liczba świadków
Indyjskie władze rozpatrują doniesienia przerażonych mieszkańców północno - wschodnich części kraju. Mieszkańcy donoszą, że w lasach pojawiają się ogromne włochate dwunogi, przypominające legendarnego yeti - donosi portal news.au.
Doniesienia o yeti pojawiają się co jakiś czas pośród mieszkańców Indii, jednak nigdy nie występowały jeszcze z taką częstotliwością. Spowodowało to, że władze postanowiły przyjrzeć się sprawie bliżej.
Tajemnicze istoty pojawiają się w okolicach wzgórz Garo w stanie Meghalaya, niedaleko granic z Bangladeszem i Bhutanem. Miejscowi nazywają je "Mande Burung", co znaczy "człowiek z dżungli".
- Grupa urzędników odpowiedzialnych za środowisko naturalne oraz inni eksperci zajmą się sprawą - mówi Samphat Kumar, pracownik urzędu stanowego w okręgu Garo Zachodnie.
Jeden z lokalnych rolników - Wallen Sangma - twierdzi, że widział całą rodzinę tych stworzeń - być może krewnych himalajskiego yeti, czy - jak spekuluje portal news.au - również amerykańskiego Sasquatcha czy australijskiego Yowie.
- Widok był przerażający: dwa dorosłe osobniki i dwa mniejsze, ogromne, grube i włochate. - Powiedział pan Sangma reporterom AFP. - Były 40 metrów ode mnie. Po jakimś czasie zniknęły w dżungli.
- Miały takie łby, jakby nosiły czapki, były koloru czarno - brązowego - mówił.
Naukowcy traktują takie doniesienia sceptycznie, ponieważ - według nich - brak jest solidnych podstaw naukowych, by uznać istnienie yeti - albo pokrewnych mu istot - poważnie. Jest jednak wielu naukowców, którzy wierzą w ich istnienie.
Stowarzyszenie Achik Tourism z rejonu Garo, próbuje już od dawna udowodnić istnienie stworzeń, fotografując odciski stóp yeti i miejsca ich obozowisk.
- Opisy stworzenia wskazują na to, że to Mande Burung - mówi szef stowarzysznia, profesor zoologii na państwowym uniwersytecie w mieście Tura, T.K. Marak. - A nie ma tu śladów goryli.
Według stowarzyszenia, odciski stóp mierzą do 33 do 38 centymetrów. Achik Tourism dysponuje także sierścią stworzenia.
- Wyślemy te próbki do specjalistycznych laboratoriów, żeby dokonano testów DNA. - Mówi Dipu Marak, również członek stowarzyszenia.
Co odważniejsi mieszkańcy, w nadziei na okrycie się chwałą odkrywcy yeti, rozpoczynają własne badania, zapuszczając się w lasy, by wytropić tam stworzenia.
- Może yeti pokazuje się tylko wybranym? - zastanawia się Abu, który utrzymuje, że widział "ludzi z dżungli" około trzech tygodni temu.