Obostrzenia przedłużone do 18 kwietnia. Przedsiębiorcy załamani: Ręce opadają. Nic nie wiemy
- Ręce opadają. Nic nie wiemy. Sporo lokali rękami i nogami próbuje się utrzymać do sezonu wakacyjnego, którego, moim zdaniem, w tym roku może nie być. Sytuacja jest naprawdę bardzo nieciekawa - mówi Interii Piotr Dzik, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Restauratorów i Hotelarzy. Na przedłużenie obowiązujących obostrzeń do 18 kwietnia negatywnie zareagowała również branża fryzjerska i kosmetyczna. - Każdy człowiek prowadzi biznes po to, żeby zarabiać, a nie żeby mieć zamknięty lokal i jeszcze się denerwować i nic nie wiedzieć - mówi Joanna Falak, kierownik biura Cechu Fryzjerów i Rzemiosł Różnych.
Do 18 kwietnia zamknięte pozostaną salony fryzjerskie i kosmetyczne, a częściowo ograniczona będzie działalność galerii handlowych. Lockdown przeciągnie się również dla branż zamrożonych jesienią ubiegłego roku. O przedłużenie obostrzeń Interia zapytała przedstawicieli organizacji branżowych przedsiębiorców.
Kosztowna niepewność
- Branża zdecydowanie nie jest zadowolona z przedłużenia obostrzeń. Każdy człowiek prowadzi biznes po to, żeby zarabiać, a nie żeby mieć zamknięty lokal i jeszcze się denerwować i nic nie wiedzieć - mówi Interii Joanna Falak, kierownik biura Cechu Fryzjerów i Rzemiosł Różnych.
- Gdyby było z góry powiedziane, że na przykład przez dwa miesiące salony są zamknięte, to fryzjerzy wiedzieliby, na czym stoją i mogliby się przygotować. A kiedy przesuwa się w czasie obostrzenia, to nic nie można zaplanować. I nie działa to też dobrze na psychikę. A opłaty nadal trzeba ponosić. Nikt mi nie powiedział, żeby ktoś komuś obniżył czynsz za lokal - dodaje.
Zwraca też uwagę, że pandemia już wcześniej wpłynęła na to, że obroty w salonach fryzjerskich bardzo spadły. - Praca zdalna jest takim czynnikiem, który też nie wpływał dobrze na ruch w salonach i w całej branży beauty. Klientki zaczęły spędzać więcej czasu w domu i mniej inwestują w siebie. Wszyscy członkowie cechu narzekają, że obroty zmniejszyły się o połowę - wyjaśnia Falak.
Niepewność związana z pandemicznymi restrykcjami coraz bardziej daje się we znaki branży gastronomicznej i hotelarskiej. - Ręce opadają. Nic nie wiemy. Sporo lokali rękami i nogami próbuje się utrzymać do sezonu wakacyjnego, którego - moim zdaniem i oby moje przewidywania się nie sprawdziły - w tym roku może nie być. Sytuacja jest naprawdę bardzo nieciekawa - mówi nam Piotr Dzik, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Restauratorów i Hotelarzy.
Jak wskazuje, w przypadku hoteli zdarzają się pojedyncze przypadki gości w ramach wyjazdów służbowych, ale to - podkreśla - kropla w morzu potrzeb.
Problemy wynajmujących powierzchnie handlowe
Straty związane z przedłużeniem podliczają właściciele centrów handlowych. - Straty branży centrów handlowych pogłębiają się o kolejne miliardy złotych. Łącznie na wsparcie najemców z budżetów właścicieli i zarządzających obiektami handlowymi popłynęło ponad 5,5 mld zł, co stanowi około połowę ich rocznych przychodów. Każdy tydzień lockdownu, przy obecnie obowiązującym art. 15 ze (abolicja czynszowa dla najemców powierzchni handlowych - red.), kosztuje wynajmujących ok. 190 mln zł. Jednocześnie rząd wyciągnął rękę po kolejne miliardy złotych, zapowiadając zwiększenie pomocy najemcom na koszt wynajmujących - wskazuje Krzysztof Poznański, dyrektor zarządzający Polskiej Rady Centrów Handlowych.
Jak dodaje, mimo przedłużających się lockdownów wynajmujący pozostają nadal pozbawieni jakiejkolwiek pomocy państwa rekompensującej uprzywilejowanie jednych z uczestników rynku - najemców, względem drugich - wynajmujących. - Skutki ostatnich decyzji odczują wszyscy właściciele i zarządcy centrów handlowych w Polsce o powierzchni powyżej 2000 mkw., a około 300 z ponad 570 obiektów handlowych działających w Polsce należy do polskich właścicieli - ocenia.
Poznański zwraca również uwagę, że nieruchomości handlowe są finansowane w 70-80 proc. z kredytów bankowych, a umowy najmu są zabezpieczeniem spłacanych zobowiązań kredytowych. - Szacowana wartość zadłużenia branży wynosi do 90 mld zł, a roczny koszt odsetek od zaciągniętego zadłużenia sięga 3,2 mld zł. Obniżenie łącznej wartości umów najmu, nawet o 10-20 proc., powoduje niewypłacalność wynajmującego, a w konsekwencji problemy po stronie sektora finansowego - twierdzi dyrektor zarządzający PRCH.
Dominika Pietrzyk