Zatrzymujący Blidę wracają do pracy
Szef ABW Krzysztof Bondaryk przywrócił wczoraj do pracy w agencji w Katowicach pięciu funkcjonariuszy biorących udział w akcji zatrzymania Barbary Blidy - dowiedziała się "Rzeczpospolita".
Wyjątkiem jest Grzegorz S., który kierował akcją. Od połowy stycznia ciążą na nim zarzuty niedopełnienia obowiązków podczas jej przeprowadzania. Grzegorzowi S. grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Na wniosek prokuratury został on zawieszony w czynnościach służbowych na trzy miesiące.
- Pozostaje w dyspozycji szefa ABW - poinformowała wczoraj "Rzeczpospolitą" mjr Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska, rzecznik agencji.
Na stanowisko służbowe, którego ABW nie ujawnia, powróciła nawet agentka Barbara P., która nie przypilnowała Blidy, gdy ta poszła do łazienki. Tam była posłanka zastrzeliła się z własnej broni, o której nie wiedzieli oficerowie agencji przygotowujący akcję. Nie sprawdzili, że Blida legalnie od siedmiu lat miała pozwolenie na broń. Prokuratura uznała, że winę ponosi Grzegorz S.
Czy oddelegowanie do pracy oficerów ze sprawy Blidy wynika z ustaleń śledztwa w Łodzi? - Nie informowaliśmy ABW o naszych ustaleniach poza tymi powszechnie znanymi - zapewnia "Rzeczpospolitą" Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury. I dodaje: "Śledztwo toczy się nadal, nie umarzaliśmy żadnych wątków. Nie komentujemy decyzji szefa ABW".
INTERIA.PL/PAP