Zabobon ma wielką przyszłość
Przesądy trzymają się mocno. Popatrzmy na siebie i niech ten, kto nie pukał w niemalowane drewno, pierwszy rzuci kamieniem. Mówią, że sam wielki Niels Bohr, współtwórca całej współczesnej fizyki, wieszał podkowy na drzwiach, a na pytania, czy wierzy w te bajki, odpowiadał, że oczywiście nie, ale podkowy przynoszą szczęście również tym, którzy nie wierzą w ich moc.
Zabobon, czyli "ogół wierzeń i praktyk opartych na przekonaniu o istnieniu mocy nadprzyrodzonych, które mogą sprowadzić na kogoś nieszczęście lub ustrzec go przed nim? ("Słownik języka polskiego" PWN), ma bogatą przeszłość. Ale stanowi też uporczywy element naszej kultury współczesnej, choć zdawałoby się, że rozwój nauki i techniki powinien go wyplenić.
Do wiary w przesądy przyznaje się sześciu na dziesięciu Polaków (TNS OBOP, 1994-2008). Można by przypuszczać, że to wysokie wyczulenie na magiczny charakter rzeczywistości zawdzięczamy wyjątkowo bogatej tradycji ludowej (zanim chrześcijaństwo nie wytępiło setek rodzimych demonów, dzieliliśmy przestrzeń życiową z płanetnikami, topielcami, wodnikami, rusałkami, babami z żelaznymi zębami, leśnymi dziadkami i wieloma innymi). Ale w przesądy wierzy mniej więcej tyle samo Amerykanów i Europejczyków, a naszym raczej nieskomplikowanym zabobonom daleko było do konceptualnych obrzędów magicznych Azji czy przerzucania świńskiego nosa do ogrodu ponad dachem domostwa, praktykowanego na szczęście i zdrowie w nie tak odległych Anglii i Szkocji. Nie byliśmy (i nie jesteśmy) specjalnie wyjątkowi.
Czytaj więcej w Polityce.
Polityka