Warszawa zwlekała ze zgodą. Nowy ambasador Niemiec: Rozumiem Polaków
Nikt tego nie powiedział oficjalnie, ale to z powodu przeszłości ojca Arndt Freytag von Loringhoven miesiącami czekał na zgodę Polski na pełnienie misji – informuje w piątek (25 września) "Rzeczpospolita". W pierwszym wywiadzie ambasador - jak wskazuje gazeta - odnosi się do tego ze zrozumieniem.
"Bardzo się cieszę, że uzyskałem agrément i mogłem złożyć listy uwierzytelniające prezydentowi Polski. (...) Polskę i Niemcy wiele łączy. Jako ważni partnerzy w centrum Unii mamy przed sobą pełną wyzwań agendę. Podchodzę do mojej misji tutaj z zapałem i cieszę się na współpracę" - powiedział w wywiadzie nowy ambasador Niemiec w Polsce.
Odpowiadając na pytanie, czy zna powody dla których długo zwlekano z wydaniem zgody na pełnienie przez niego misji w Warszawie Von Loringhoven przekazał, że nigdy nie dostał merytorycznego uzasadnienia, jeśli chodzi o opóźnienie agrément. Dlatego - jak dodał - może opierać się tylko na debacie medialnej w Polsce.
"Rozumiem, jak wciąż żywe są w Polsce uczucia z powodu zbrodni, których dopuściły się nazistowskie Niemcy w Polsce. Jeżeli chodzi o mojego ojca, to może podkreślę, że wstąpił do Reichswehry również dlatego, że to zwalniało go z nacisków przyjęcia legitymacji NSDAP. Takie było wtedy prawo. Pod koniec wojny służył jako adiutant szefa sztabu generalnego. W tej roli był też w bunkrze Hitlera" - powiedział.
Dziennikarz "Rzeczpospolitej" zapytał ambasadora, czy w bunkrze jego ojciec rozmawiał z Hitlerem.
"Z tego co wiem - tylko raz. To było w ostatnich dniach wojny. Mój ojciec wymyślił dla siebie fikcyjną misję, aby opuścić bunkier i uniknąć pewnej śmierci. Warunkiem tego była zgoda Hitlera. Ryzyko było ogromne, bo mój ojciec był przekonany, że Hitler przejrzy jego plan i uzna go za dezertera. Niesamowite, ale Hitler połknął haczyk, nawet mu doradził, jak ma zmylić czujność Rosjan" - odpowiedział Arndt Freytag von Loringhoven.
Dodał, że nie może ani usprawiedliwiać, ani potępiać zachowania ojca.
"Kto może powiedzieć, jak my byśmy się zachowali w totalitarnej dyktaturze? To było pokolenie wychowane w duchu pruskiego militaryzmu, przywykłe do bezwzględnego posłuszeństwa. Nigdy nie wspierał nazizmu, ale jednocześnie był przekonany, że jego obowiązkiem jest walka za swój kraj, nawet jeśli ta wojna była prowadzona od pierwszego dnia zbrodniczo, również przez części Wehrmachtu" - dodał.
INTERIA.PL/PAP