Wagary do wkuwania
Pojawiły się formy wagarów wcześniej nieznane, a wręcz niezwykłe.
Ledwie zaczynają kwitnąć forsycje i czeremchy, a już w zawodówkach przychodzi na lekcje 70 proc. uczniów, w gimnazjach - 88 proc., w liceach ogólnokształcących - 86 proc. Wagary - plaga szkolna. Nie tylko zresztą wiosenna. Apogeum następuje pod koniec roku. Ci co wiedzą, że wypadli słabo, machają na wszystko ręką. Ci co dobrze - też. Klamka zapadła, hulaj dusza.
Do niedawna uczniowie zwiewali ze szkoły w miejsca odludne: nad rzekę, do parku, żeby wyżyć się towarzysko lub powłóczyć bez celu po ulicach oddalonych od szkoły. Teraz zmieniły się i powody, i miejsca, i przebieg wagarów.
Za ciężko i za nudno
Okazuje się, że przed egzaminami wstępnymi do szkół wyższego szczebla niemała grupa uczniów siedzi na kursach przygotowawczych, pobiera korepetycje, rozwiązuje zestawy testów i zadań w domu, uznając, że pobyt w szkole to strata czasu i obniżenie ich możliwości na starcie do prestiżowej szkoły.
Forma wagarów naukowych znana wśród uczniów np. w Niemczech była dotąd w Polsce niepopularna. A tu proszę - z badań przeprowadzonych przez Instytut Edukacji Ustawicznej pod kierunkiem dr Beaty Owczarskiej we współpracy z katedrą pedagogiki Wyższej Szkoły Kupieckiej w Łodzi wynika, że 12 proc. chodzi na wagary, by się uczyć!
Niemcy mają jeszcze inną formę - wagary zarobkowe. Urywają się z lekcji i idą podłapać, gdzie się da, trochę grosza. U nas rzecz w badaniach jeszcze nieodnotowana, choć przecież można zaliczyć do tej kategorii dzieciaki czyhające na wózki przed marketami, żeby wyciągnąć pozostawioną tam monetę.
Polityka