Tupolew ściął brzozę bez utraty skrzydła?
Tu 154M, podchodząc do lądowania w Smoleńsku, ściął pień rosnącego na trzymetrowym wzniesieniu drzewa, nie tracąc żadnego z elementów.
"Nasz Dziennik" dotarł do lekarza pracującego w smoleńskim pogotowiu Nikołaja Jakowlewicza Bodina, naocznego świadka zderzenia Tu-154M z brzozą 10 kwietnia ubiegłego roku na lotnisku pod Smoleńskiem.
Według relacji świadka, który w czasie katastrofy był na swojej działce przylegającej do lotniska Siewiernyj, samolot miał wypuszczone podwozie.
Po kolizji z drzewem leciał dalej na zachód w linii prostej, wciąż obniżając lot. Bodin nie zauważył, by samolot uległ uszkodzeniu w chwili uderzenia w drzewo. Nie potwierdza, by odpadł jakikolwiek fragment skrzydła, widział za to ściętą górną część drzewa, która odpadła na północ. Lekarz pobiegł za samolotem. Dopiero przed garażami, za asfaltową drogą zobaczył skrzydło z biało-czerwonym malowaniem, wiszące na drzewie - czytamy w gazecie.
Bodin pobiegł dalej w kierunku miejsca upadku tupolewa. Zobaczył część samolotu, która zawisła na krzakach do góry ogonem, a w pewnej odległości od niej zauważył przewrócony, mocno zdeformowany kadłub i część podwozia, która sterczała do góry. Lekarz znajdował się w odległości ok. 15 metrów od szczątków - relacjonuje gazeta.
Informacje te Bodin przekazał 14 kwietnia prokuratorowi Tomaszowi Mackiewiczowi.
Więcej w "Naszym Dzienniku".
INTERIA.PL/PAP