"Rzeczpospolita": "Podkręcone" wyniki z matur
Jak wynika z wyliczeń ekspertów, w tym roku 15 tysiącom uczniów „podkręcono" wyniki na egzaminie dojrzałości - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Choć tegoroczną maturę oblało blisko 30 proc. uczniów, to okazuje się, że powinno być ich znacznie więcej. Egzaminatorzy dodali punkty, które w efekcie zadecydowały o zdaniu matury z poszczególnych przedmiotów, nawet 5 proc. z 300 tys. przystępujących do egzaminu. Były szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej mówi otwarcie, że złamano prawo - pisze "Rz".
Wynikom tegorocznych matur przyjrzał się doktor Bogdan Stępień z Instytutu Analiz Regionalnych. Jego niepokój wzbudził egzamin z j. polskiego. Zaskakująco duża grupa uczniów osiągnęła minimalny próg zdawalności wynoszący 30 proc., to jest 21 z 70 możliwych do zdobycia punktów. Taki wynik uzyskała w tym roku największa część zdających - ok. 3,7 proc. uczniów. Ci, którzy osiągnęli wynik minimalnie niższy (20 lub 19 punktów), stanowią zaledwie ułamek promila.
"Według moich wstępnych szacunków w skali kraju "podkręcono" ok. 4 proc. prac z języka polskiego, tak by ich autorzy mogli przeskoczyć próg zdawalności" - mówi 'Rzeczpospolitej" dr Stępień. To daje w sumie 12 tys. prac.
Podobny mechanizm zastosowano także w przypadku matematyki, choć na mniejszą skalę, bo możliwość ingerencji egzaminatorów w wyniki jest mniejsza (zadania zamknięte z matematyki sprawdza skaner). W wynikach matury z matematyki zdecydowanie ponad przeciętną wybija się odsetek uczniów z minimalnym wynikiem gwarantującym sukces, a zdecydowanie mniej jest prac z wynikiem niewiele niższym od progu zdawalności. Według szacunków dr. Stępnia w skali kraju "podkręcono" ok. 3 tys. prac z matematyki.
Zdaniem prof. Krzysztofa Konarzewskiego, byłego szefa Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, nie da się tego zjawiska wytłumaczyć inaczej niż tym, że dyrektorzy poszczególnych komisji kazali ponownie sprawdzić wszystkie prace na granicy zdawalności i szukać wszelkich możliwości ich zaliczenia.