Nie nadaję się na emigranta
Z dr. Jakubem Sienkiewiczem z Kliniki Neurologii Wojewódzkiego Szpitala Bródnowskiego w Warszawie, znanym muzykiem, liderem zespołu "Elektryczne gitary", autorem takich przebojów jak m.in. "Co ty tutaj robisz", "Kiler", rozmawia Renata Krzyszkowska.
Niedawno ogłosił Pan, że postanawia zakończyć swą działalność artystyczną i poświęcić się całkowicie medycynie. Czy to decyzja nieodwołalna?
Właściwie tak. Już nie koncertuję, praca lekarza jest za bardzo absorbująca. By wykonywać ją dobrze, trzeba z czegoś zrezygnować. Nie zarzekam się jednak, że nie napiszę już żadnej piosenki. Jeśli uzbiera się ich kilka, to być może pomyślę o wydaniu płyty. Obecnie swoje nowe piosenki bezpłatnie udostępniam w internecie. Na stronie www.sienkiewicz.art.pl są moje dwie ostatnie płyty w postaci programów, które umożliwiają ich ściągnięcie i przegranie na płytę CD. Są tam też dostępne ich okładki, tak więc każdy, kto chce, może słuchać za darmo mojej muzyki, a nawet bez konieczności kupowania w sklepie stać się posiadaczem albumów: "Fikcja solo" z 2005 r. i "Plaga" z 2006.
Jest Pan osobą bardzo aktywną, bo oprócz bycia neurologiem specjalizującym się w chorobie Parkinsona, nagrał Pan kilkanaście płyt, wystąpił w dwóch filmach, do kolejnych kilku napisał muzykę. Jest Pan autorem poczytnych felietonów w prasie, przez pewien czas był Pan wiceprezesem rady programowej "Radia dla ciebie". Czy Pana doba ma 48 godzin?
Staram się mało spać (śmiech). To prawda, przyzwyczaiłem się spać pięć godzin na dobę. W moim wieku to wystarczy.
Czy to prawda, że nigdy nie chciał Pan być muzykiem, ale został nim tylko po to, by podreperować domowy budżet?
Przyznaję, że tak było. Piosenki pisałem już w szkole średniej, ale tylko do przysłowiowej szuflady. Nigdy nie planowałem żadnej kariery muzycznej. Możliwość dorabiania śpiewaniem zacząłem brać po uwagę dopiero gdy przekroczyłem trzydziestkę, miałem już dyplom lekarza i rodzinę. W szpitalu nie zarabiałem dużo. Było to jeszcze w czasach realnego socjalizmu, ale także wtedy pensje medyków były naprawdę nieciekawe. Lekarze podobnie jak dzisiaj dorabiali sobie jak mogli. By utrzymać rodzinę, przez pewien okres jeździłem nawet w prywatnym pogotowiu alkoholowym. Już w tamtych czasach wielu moich kolegów wyjeżdżało na Zachód, skąd wracali ze sporym zastrzykiem finansowym. Zamiast pójść ich śladem i wyjechać, postanowiłem wyjść na estradę, upublicznić swoje utwory, nawiązać współpracę z wytwórnią płytową, która zechciałaby je wydać.
Nigdy nie chciał Pan wyjechać?
Od wyjazdu wolałem śpiew. Nie nadaję się na emigranta. Lubię przebywać na dobrze sobie znanym gruncie, czuć, że jestem u siebie, wśród starych znajomych, poruszać się w swoich rewirach. Wolę funkcjonować w dobrze sobie znanej obyczajowości i kulturze, rozumieć zachodzące w niej zjawiska. Choć nie wszystko mi się w Polsce podoba, to jednak czuję się tu bezpiecznie, tu mi dobrze. Wyjazd to dla mnie za duże ryzyko.
Ale wyjście na estradę, otworzenie duszy przed publicznością, wystawienie siebie na ostrze krytyki to też ryzyko, a jego podjęcie wymaga odwagi.
To akurat jest dla mnie proste. Stojąc na estradzie, mam przed sobą dość anonimowy tłum, skierowane na mnie reflektory oślepiają, tak że prawie nie widzę publiczności, do której śpiewam. To redukuje mój stres niemal do zera.
Czy zawód lekarza pomaga w jakiś sposób w muzykowaniu?
Kontakt z wieloma pacjentami daje pewną wiedzę statystyczną o ludziach i życiu, co może się potem przekładać na treść piosenek i ich charakter. Niejeden pacjent może stać się do tego ciekawą inspiracją. Mógłbym na ten temat opowiedzieć wiele anegdot, ale nie zrobię tego, bo złamałbym tajemnicę lekarską. Jakiś związek niewątpliwie istnieje.
A czy muzyka może pomagać w pracy neurologa, np. w leczeniu choroby Parkinsona?
Oczywiście. Istnieje takie zjawisko jak kinezja paradoksalna. Polega ono na tym, że w warunkach ekstremalnych, np. w czasie kataklizmów, jak trzęsienie ziemi czy pożar, chorzy na Parkinsona, którzy na co dzień mają już kłopoty w sprawnym poruszaniu się, potrafią uciekać tak samo skutecznie jak ludzie zdrowi. Na pewien czas ich sprawność się po prostu samoczynnie poprawia. Do podobnych reakcji może dochodzić także pod wpływem muzyki. To nie przypadkowe, że Stołeczne Stowarzyszenie Osób z Chorobą Parkinsona pierwotnie zawiązało się jako kółko taneczne. Chorzy intuicyjnie wyczuwali, że w tańcu poruszają się lepiej, że uruchamia on w ich mechanizmy, które przełamują bezruch wynikający z choroby. Zastosowanie rytmicznych bodźców np. w formie muzyki marszowej ułatwia też przeprowadzanie ćwiczeń ruchowych.
Czy istnieje jakaś profilaktyka choroby Parkinsona i innych schorzeń neurodegeneracyjnych, np. Alzheimera?
Od dawna poszukuje się czynników, które zatrzymywałyby, spowalniały lub odwracały zmiany degeneracyjne. Jeszcze nie znamy takich substancji. Ostatnio zwraca się uwagę na możliwą ochronną rolę estrogenów i niesterydowych leków przeciwzapalnych. Niestety nie istnieje profilaktyka schorzeń neurodegeneracyjnych, ponieważ są one w znacznym stopniu uwarunkowane genetycznie. Ich głównym czynnikiem ryzyka jest wiek, a wszyscy się starzejemy. Fakt, że dość wcześnie możemy wykryć te schorzenia, ma dość ograniczone znaczenie, jeśli wziąć pod uwagę, że tak na prawdę nie dysponujemy lekiem znacząco spowalniającym zmiany neurodegeneracyjne w mózgu. Oczywiście powinniśmy łagodzić skutki choroby. W przypadku Parkinsona duże znaczenie ma rehabilitacja ruchowa. Dyskretne objawy choroby można przełamać i skompensować nawet prostą, codzienną aktywnością. Chorzy powinni zatem być jak najdłużej czynni zawodowo, bo np. wykonywanie dobrze sobie znanych, rutynowych czynności zawodowych pomaga w walce z chorobą i może także przeciwdziałać często towarzyszącej jej depresji. Gdy objawy choroby się nasilą i potrzebna będzie rehabilitacja, to osobie aktywnej łatwiej też się do niej zmobilizować.
Duża aktywność umysłowa aż do późnej starości ani trochę nie zabezpiecza przed pojawieniem się tych chorób?
Jeśli choroba zaatakuje kogoś będącego na wyższym poziomie intelektualnym, to oczywiście wszelkie rodzaje otępienia objawią się u niego później niż u kogoś, kto był mniej aktywny umysłowo. Zanik neuronów będzie postępował u obu ludzi jednakowo, ale dłużej sprawny będzie ten, kto ma ich większy zapas.
To mało pocieszające, ale na szczęście wciąż jesteśmy w radosnym okresie Bożego Narodzenia i może nawet chorym udaje się oderwać od codziennych problemów. Jak Pan spędzał tegoroczne święta?
Tak samo jak zawsze, czyli z rodziną. Towarzystwo jest całkiem spore, bo mam dzieci w wieku 22, 19, 14, 11 i 5 lat. Dwójka najstarszych dzieci ma już swoje pomysły na spędzanie wolnego czasu, ale tak jak zawsze do tej pory razem usiedliśmy do wigilijnego stołu. Na szczęście nie musiałem mieć w tym czasie dyżuru w szpitalu.
JAKUB SIENKIEWICZ, urodził się 24.11.1961 w Warszawie. W 1986 r. ukończył studia medyczne, cztery lata później zrobił specjalizację I stopnia z neurologii. W 1995 r. obronił tytuł doktora nauk medycznych na podstawie pracy pod tytułem: "Zaburzenia gałkoruchowe w chorobie Parkinsona". Od dwunastu lat jest członkiem Movement Disorder Society. Na scenie muzycznej występował jako Kuba Sienkiewicz i z zespołem Elektryczne Gitary. Należy do stowarzyszeń ZAiKS, SAWP i ZAKR. Jego ostatni album to "Atomistyka"
Dyskografia:
jako Kuba Sienkiewicz:
Od morza do morza (1994)
Źródło (1998)
Studio Szum (2000)
Kup pan cegłę (dla Amnesty International) (2001)
Powrót brata (2003)
Fikcja solo [1] (2004)
Plaga [2](2005)
z Elektrycznymi Gitarami:
Wielka Radość (1992)
A Ty Co (1993)
Huśtawki (1995)
Chałtury (1996)
Na Krzywy Ryj (1997)
Kiler (1997)
Kiler-ów 2-óch (1999)
Słodka Maska (2000)
Kariera Nikosia Dyzmy (2002)
Atomistyka (2006)