KreZUS
Nową, okazałą centralę ZUS warszawiacy nazwali "pentagon". Nie tylko z powodu zewnętrznego podobieństwa, ale także ze względu na rozbudowany system zabezpieczeń. Kurtyny wodne i inne, jak tu mówią, bajery chronią dostępu do dwóch olbrzymich serwerów, po 100 mln zł każdy. A mimo to z ZUS pieniądze wyciekają bokiem.
Na końcu każdego systemu zabezpieczeń jest człowiek. Afery, które od czasu do czasu wstrząsają Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, pokazują, że jest to ogniwo najsłabsze, a w tym przypadku ogniw, czyli pracowników, jest aż 47,5 tys. (przed informatyzacją zakład zatrudniał 40 tys. osób). Dodatkowo nadwątla je fakt, że prezes ZUS (jego zarobki ograniczone są ustawą kominową do sześciokrotności średniej krajowej) ma rocznie do wydania aż połowę sumy (140 mld zł), którą dysponuje premier, czyli cały budżet państwa. ZUS, oprócz emerytów i rencistów, może więc wyżywić wielu innych ludzi.
Te ogromne pieniądze w coraz mniejszej części pochodzą ze składek; tylko w tym roku do ZUS trzeba dołożyć aż
30 mld zł z budżetu państwa. W przyszłym zaś naruszony zostanie nawet Fundusz Rezerwy Demograficznej, z którego dopiero za kilka lat ZUS miał dorzucać do wypłat coraz liczniejszej armii emerytów. Uszczelnienie ZUS jest więc sprawą ogromnej wagi.
Uszczelnianie
Polak, dopóki pracuje, nie ma z zakładem bezpośredniego kontaktu. Księgowanie jego składek na oba konta emerytalne (w I i II filarze), rentowe, chorobowe i inne, a także przekazywanie składki zdrowotnej do NFZ, odbywa się bez naszego udziału. Dla ZUS informatyzacja, zamiast ułatwić pracę, oznaczała jednak jej dodatkowy nawał. - Przedtem obsługiwaliśmy zbiorcze konta dwóch milionów pracodawców, po reformie doszły indywidualne konta ponad 14 mln pracujących. Do tego miliony emerytów i rencistów - zauważa Aleksandra Wiktorow, była prezes ZUS.
Polityka