Wojskowy protokół wytyka załodze Tu-154M, że nie zastosowała podczas podejścia na Siewiernyj wychylenia klap pod kątem 45 stopni i użyła w sposób nieprawidłowy klap 36 stopni. Z zarzutem komisji nie zgadzają się piloci, na których powołuje się "Nasz Dziennik". Wskazują, że zastosowany przez załogę kąt wychylenia klap był wręcz zalecany w trudnych warunkach atmosferycznych. Ułatwiał wykonanie odejścia na drugi krąg, manewru, do którego lotnicy wyraźnie się przygotowywali. - Komisja nastawiła się, że załoga chciała lądować w Smoleńsku. Ale ustawienie klap tylko potwierdza to, co piloci mówili w czasie lotu: że nie byli pewni tego, że wylądują - twierdzi nie wymieniony z nazwiska były pilot specpułku, który spędził wiele godzin w lewym fotelu dowódcy na Tu-154M. Ocenia on, że klapy ustawione na 36 stopni dają większą gwarancję odejścia na drugie zajście. "Są mniejsze opory i samolot płynniej przechodzi na wznoszenie. Jeżeli nie ma pewności co do lądowania, nie wypuszcza się klap na pełne. Założenie komisji, że załoga chciała lądować, jest więc w tym przypadku błędne. Nie chcieli. Byli przygotowani na odejście. Gdyby mieli kontakt z ziemią, byliby na wystarczającej wysokości i w odpowiedniej odległości, powiedzieliby 'klapy pełne'. To jest kilka sekund" - mówi rozmówca gazety.