Jestem z miasta
Powiedzmy to sobie szczerze: prawdziwe kobiety bywają dziś ciekawsze niż polska literatura popularna, która próbuje je opisać.
Zacznijmy od miejsca, w którym toczy się akcja powieści naszych popularnych autorek. Ich bohaterki nie mieszkają ani byle gdzie, ani byle jak: mężatki żyją zazwyczaj w pięknych domach. Kobiety niezamężne w luksusowych apartamentach. Najskromniejszy żywot wiodą studentki, które na spółkę z kilkoma osobami wynajmują mieszkania. Warunki pozostają jednak godziwe, każda ma swój własny pokój, który w tempie ekspresowym urządza zgodnie z własnym gustem i charakterem.
Poza wielkością i urodą domu równie ważne jest to, gdzie on się znajduje, ponieważ kobiety lubią żyć tam, gdzie można zażyć kultury, ale też pójść do wykwintnej restauracji czy do klubu. Na przykład w "Ich dwojgu i Julii" Zofii Mossakowskiej pewna nieźle wykształcona żona zażywa metropolitarnej kultury, uczęszczając z mężem do opery, w której ma wykupiony abonament. (Kiedy w ich związku zaczynają się kłopoty, abonament wykorzystuje inna pani). W "Czarodziejce" Małgorzaty Wardy bohaterowie są tak wrażliwi na sztukę, że sami tworzą awangardową bohemę artystyczną, słuchającą zapamiętale? zespołu Kult.
Syndrom blondynki
Zdając sobie sprawę z licznych możliwości, jakie daje mieszkanie w mieście, trzeba pamiętać o tym, że ma ono również wady, a jedną z nich jest ruch drogowy. Daje się on we znaki między innymi redaktor naczelnej brukowca w "Syndromie starszej siostry" Malwiny Chojnackiej, która w porze szczytu zalicza samochodową stłuczkę, spiesząc się naturalnie na ważne spotkanie. Podobne przeżycia ma Judyta w najnowszej powieści Katarzyny Grocholi "A nie mówiłam!", z tym że ta pod względem pecha bije resztę o kilka długości, wjeżdżając przez nieuwagę w samochód swojego eksmęża, któremu akurat wtedy towarzyszy najnowsza flama.
Wymienione przypadki stanowią niezbity dowód, że kobiety z dużych aglomeracji mają problemy odpowiednie do miejsca zamieszkania.
Polityka