Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Ćwiczenia z prawa

Kiedy policja ma prawo interweniować w miasteczku akademickim? Odpowiedzi domagają się profesor prawa i jego studenci. Wydarzenia w akademiku w Olsztynie zbulwersowały uczelnię.

Znany prawnik dr Jan Piszczek z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie wyróżniał swoich najlepszych studentów, zapraszając ich pod koniec seminariów na prywatne spotkania.

W czerwcu 2006 r. zorganizował takie spotkanie w akademiku na olsztyńskim Kortowie. Wynajmował tam od uniwersytetu segment służący mu jako mieszkanie podczas pobytów w Olsztynie. Dr Piszczek na co dzień mieszka bowiem w Toruniu.

Nic nie zapowiadało, że akurat ten wieczór zakończy się wydarzeniem, które uzmysłowi studentom wydziału prawa, jak łatwo można w Polsce być uznanym za przestępcę. Siedzieli w apartamencie profesora w kilkanaście osób. Rozmawiali, pili wino i drinki, słuchali muzyki z radia. Profesor, chociaż znany z dużych wymagań i surowy podczas egzaminów, był wśród studentów powszechnie lubiany.

Ale miła atmosfera prysła, kiedy przed północą do mieszkania Jana Piszczka wpadła policja i wyprowadziła go i jego najlepszego studenta. Tak zakończyła się impreza wieńcząca seminarium magisterskie przyszłych sędziów, adwokatów, prokuratorów i radców prawnych.

Policja interweniowała z błahego powodu. Sąsiadce dr. Piszczka, pracownicy naukowej wydziału rolnego, przeszkadzał hałas, śpiewy i tubalny śmiech gości. Najpierw sama próbowała mitygować sąsiada, potem wezwała tzw. Straż Kortowską, czyli pracujących dla uczelni ochroniarzy, a kiedy hałasy nie cichły, domagała się wezwania policji.

Wersja uczestników spotkania przedstawiała bieg rzeczy odmiennie. Z radia leciała przyciszona muzyka, nikt nie śpiewał, alkohol pito symbolicznie (dwie butelki wina i butelka wódki na kilkanaście gardeł). Rozmawiali.

Polityka

Zobacz także