Burza w garnku z kalafiorem
Telewizyjne prognozy pogody mają większą widownię niż "Wydarzenia", "Fakty" i "Wiadomości". Po przygnębiających doniesieniach politycznych, gospodarczych i kryminalnych ludzie chcą mieć przynajmniej dobre zakończenie. Krótkie, rzeczowe i na interesujący ich temat.
Przed prognozą pogody reklamuje się komórka za złotówkę, potem syrop rozluźniający zawiesinę, za nim tabletki na zaparcia, a po zaparciach wesoła kanapka. Wreszcie ukazuje się ona. Śliczna, zgrabna, uśmiechnięta pogodynka na tle mapy z pogodą. Wita nas w ten piękny, słoneczny poranek i mówi, że dzisiaj będzie trochę słońca i trochę deszczu. Za każdym razem, gdy przechodzi z zachodu mapy na wschód lub odwrotnie i zatrzymuje się - pilnie pracuje nogami, aby jak najkorzystniej wyglądały w kamerze. Wykonuje przy tym dziwne ruchy rękami, jakby ilustrowała piosenkę "Na lewo most, na prawo most...". Na koniec z uśmiechem życzy miłego dnia. I znowu proszki od bólu i do prania, syropy albo auto za złotówkę.
Pogoda opozycyjna
- Do oglądania prognoz przyciąga ludzi element niepewności i nieprzewidywalności. To coś na granicy szamaństwa i wiedzy empirycznej - twierdzi prof. Wiesław Godzic, medioznawca. Przed kilku laty prof. Piotr Francuz zbadał poziom rozumienia telewizyjnych dzienników regionalnych. Wyszło, że 70 proc. respondentów nie rozumie przekazywanych treści. Zdecydowana większość rozumiała prognozę, czemu sprzyja nie tylko prosta informacja słowna ("będzie słonecznie"), ale i plansze z prostymi znakami graficznymi ("+10").
Czytaj więcej w Polityce.
Polityka