"BOR to grupa niekontrolowanych imprezowiczów"
Problemy z etyką i niesubordynacją w BOR to kwestia niewłaściwej polityki ludzkiej, twierdzi na łamach "Naszego Dziennika" funkcjonariusz tej służby, którego tożsamość redakcja ukrywa pod nazwiskiem Paweł Ciszkowski.
- To polityka w sporym procencie nastawiona na przyjmowanie ludzi z tzw. polecenia ważnych osób, mogących przydać się w przyszłości obecnemu szefostwu tej instytucji, twierdzi rozmówca gazety. W wywiadzie podaje szokujące przykłady i skutki nagannych zachowań funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.
Oto jak do BOR został przyjęty zięć jednego z wiceministrów. "Chłopak nie był w stanie przejść egzaminów fizycznych i zwyczajnie ich nie zdał. Wyszedł z sali, a po chwili funkcjonariusz z oddziału szkolenia odebrał telefon, wyprosił wszystkich z sali gimnastycznej i chłop miał indywidualny egzamin. I raptem zdał, a po paru miesiącach służby dostał się na kurs oficerski, na który nie mogli dostać się doświadczeni funkcjonariusze z grup ochronnych z wieloletnim stażem, z ochrony premiera czy prezydenta".
Według "Ciszkowskiego" - BOR to grupa niekontrolowanych imprezowiczów. "Parę miesięcy temu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, gdzie premier miał spotkanie z funkcjonariuszami ze swojej grupy, w przypływie fantazji dwóch z nich uruchomiło wielką gaśnicę na korytarzu, zaścielając wielki dywan białym proszkiem".
Ogromnym problemem jest nadużywanie alkoholu. Np. podczas ubiegłorocznej prezydencji (UE) kierowcy BOR przyjechali w miejsce zbiórki służbowymi samochodami. Zostali poddani badaniom na zawartość alkoholu. Kilku z nich zostało wycofanych z operacji z uwagi na fakt, że byli pod wpływem alkoholu, posiadali przy sobie broń i kierowali pojazdami.