Będą tańsze mieszkania
Dziś będzie bez nazwisk. Ale informacje, które przekazuję, są prawdziwe. Oto pewien znajomy budowlaniec opowiada, jak w modnej dzielnicy Warszawy deweloper przeszarżował z cenami. Wybudował ładny blok, ale tylko połowę mieszkań sprzedał. Drugą połowę zostawił sobie - spryciarz - czekał aż zdrożeją. Gdy przestały drożeć, wystawił je na sprzedaż, ale zamiast oczekiwanych tłumów w biurze pojawiło się zaledwie kilka osób. Blok stoi, w połowie zamieszkały. Firma ma do zapłacenia rachunki za robociznę. A na lokale chętnych brak.
Z kolei znajomy agent nieruchomości z Krakowa płacze, że od dwóch miesięcy nic nie sprzedał. Ludzie przestają dzwonić, przestają się nawet pytać o oferty. Podobne sygnały napływają z innych miast Polski. A jak już się klienci zdecydują, to nie dostaną kredytu.
Po prostu jest już za drogo - buduje się coraz więcej, z drugiej ręki też można znaleźć ciekawe rzeczy, ale nikogo już na to nie stać. Zauważyły to nawet największe firmy deweloperskie w kraju. Dom Development już kilka miesięcy temu zapowiedział, że kończy z drogimi prestiżowymi apartamentowcami w centrach miast. Podobnie inny potentat JW Construction, którego szefowie publicznie przyznają, że nie może być tak, że w cenie metra kwadratowego w centrum Warszawy klient za samą działkę pod budynkiem musi zapłacić 5 tys. zł (a gdzie robocizna, materiały itp.). Dla masowych deweloperów to żaden interes, sprzedawać rocznie kilka mieszkań po 30 tys. za metr. Dlatego ruszają z projektami mieszkań dostępnych, w niższych cenach. Obierają kurs na przedmieścia, gdzie ziemia jest tańsza. Kończą z marmurami i bezszmerowymi windami w kryształach. Już na jesieni największe firmy budowlane pokażą po kilka projektów osiedli na kieszeń przeciętnego Wrocławianina, Krakowianina, Warszawiaka itp. Dla nas - klientów - to chyba niezła wiadomość.
Polityka