Waldemar Kraska: Krzyczący ludzie to idealne warunki do zakażenia
- Apeluję, by w czasach pandemii powstrzymać się od gromadzenia się, protesty mogą być "bombą biologiczną" - powiedział w niedzielę (25 października) wiceminister zdrowia Waldemar Kraska. - Jeżeli widzę na ulicach ludzi krzyczących, głowa przy głowie, to są idealne warunki do tego, by doszło do zakażenia - dodał.
Kraska odniósł się w Polskim Radiu 24 do protestów po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, stwierdzającym niezgodność z konstytucją przepisu zezwalającego na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Zapytany, czy protesty będą miały wpływ na liczbę nowych zakażeń, wiceszef MZ zauważył, że to, co widać podczas tych manifestacji: "człowiek przy człowieku, głowa przy głowie, skandowanie głośnych okrzyków", to są idealne warunki do tego, by doszło do zakażenia. - Maseczki na pewno ograniczą w jakimś stopniu, ale nie chronią nas (przed zakażeniem, red.). Potem wracamy do domów, rodziców, dziadków. To oni mogą zapłacić najwyższą cenę, mogą umrzeć - powiedział Kraska.
Zaapelował, by w czasach pandemii powstrzymać się od gromadzenia. - Ja wiem, że jest demokracja, że możemy wyrażać swoje poglądy, ale to nie jest czas, byśmy się na ulicach tak tłumnie gromadzili. To może być bomba biologiczna - stwierdził.
Na pytanie, kiedy może zacząć brakować miejsc w szpitalach dla pacjentów z COVID-19, wiceminister ocenił, że gdyby rząd nie wprowadził żadnych restrykcji, stałoby się to w połowie listopada. Wyraził nadzieję, że wprowadzone obostrzenia, zwłaszcza te obowiązujące od soboty, gdy cała Polska została objęta czerwoną strefą, "za 10-14 dni dadzą swój efekt w postaci mniejszej liczby zakażeń i mniejszej liczby osób, które będą musiały być hospitalizowane".
Kraska poinformował również, że obecnie jest 20 tys. miejsc przeznaczonych dla pacjentów z COVID-19. - Te miejsca ciągle powstają, ponieważ szpitale uwalniają kolejne oddziały. Myślę więc, że ok. 30 tys. w szpitalach stacjonarnych będzie przeznaczonych dla pacjentów z koronawirusem. Planujemy także uruchamiać miejsca w sanatoriach, bo one - zgodnie z naszymi wytycznymi - przestają działać. Także są to szpitale uzdrowiskowe, w których można wykorzystać miejsca dla pacjentów lżej chorych, którzy wymagają tylko tlenoterapii. Oczywiście te miejsca kiedyś się skończą, dlatego czwartą linią naszej obrony są tzw. szpitale tymczasowe - powiedział.
Dodał, że liczy na to, iż nie będzie konieczności korzystania z miejsc w szpitalach tymczasowych, należy je jednak budować, aby mieć bufor wolnych łóżek dla pacjentów z COVID-19.