- To historia jak z westernu. To w takich filmach kowboje stawiali na polu cztery paliki i odtąd ziemia należała do nich - drwi rolnik spod Lewina Kłodzkiego Tomasz Witkowski. Ale podobną historię przeżył naprawdę. Wiosną ubiegłego roku kupił dziewięć hektarów pod Bardem. Postanowił, że będą tu łąki i pastwiska. Od Brukseli należy się za nie dopłata. Poprosił więc Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa o wypłatę gotówki. Ale zamiast trawy, na ziemi wyrósł jęczmień. - Byłem zaskoczony, bo nie siałem tej rośliny - zarzeka się pan Tomasz. Szybko okazało się, że uprawę na jego polu założył sobie inny rolnik. I to właśnie jemu urzędnicy przyznali unijne dotacje. - Mimo, że to ja miałem akt notarialny i nie zgodziłem się, by ktoś korzystał z mojego terenu - dziwi się gospodarz. - Tłumaczyłem urzędnikom, że konstytucja gwarantuje poszanowanie własności. Ale w odpowiedzi usłyszałem, że dla nich ważniejsze jest unijne prawo - opowiada. Urzędnicy wypłacili pieniądze sąsiadowi pana Tomasza. A jemu samemu wymierzyli karę. Za to, że bezprawnie domaga się dotacji. Przez trzy najbliższe lata z kolejnych dopłat potrącą mu ponad pięć tysięcy złotych. - Zgodnie z unijnymi przepisami, dopłata to zwrot kosztów poniesionych przez tego, kto uprawia ziemię - tłumaczy dyrektor wrocławskiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa Włodzimierz Główczyński. - Nie przysługuje właścicielowi pola, ale temu kto je użytkuje - argumentuje rozmówca "Słowa Polskiego Gazety Wrocławskiej".