18-letnia Kasia Pawłów uczy się w drugiej klasie liceum dla niewidomych i niedowidzących przy ul. Kasztanowej we Wrocławiu. Dziewczyna ma wodogłowie, z trudem czyta z powodu oczopląsu, niewyraźnie mówi - pisze "Gazeta Wyborcza". Gimnazjum skończyła głównie dzięki matce, która kilka godzin dziennie przeznacza na naukę z córką. Kiedy w liceum Kasia zaczęła mieć kłopoty z historią, Barbara Kozielska-Pawłów kupiła córce, zresztą za namową nauczycielki, dyktafon. Dziewczyna kładła go na ławce i nagrywała niektóre lekcje. Wiedzieli o tym pozostali uczniowie. Afera wybuchła na początku 2005 roku, gdy dyktafon zauważyła nauczycielka biologii. - Nagrywanie nazwała skandalem, twierdziła, że córka narusza jej prawa autorskie - opowiada matka dziewczyny. Wtedy dyrektor Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Niewidomych i Niedowidzących Robert Warchalewski wydał zarządzenie, że uczeń powinien na piśmie prosić o prawo rejestrowania części dydaktycznej lekcji. - Gdyby każdy nagrywał, nikt nie robiłby notatek. Te dzieci powinny używać wzroku w myśl zasady "organ nieużywany zanika". Poza tym potajemnie nagrywany nauczyciel mógłby przed sądem dochodzić swoich praw autorskich, a uczniowie oskarżyć mnie, że nie chronię ich dóbr osobistych - tłumaczył. Nieprzyjemności spotkały Kasię - Uważajcie, bo będzie nagrywać spod ławki - usłyszała podczas lekcji od kilku kolegów. Dziewczyna poczuła się tak zaszczuta, że przez kilka dni nie chodziła do szkoły. Na początku marca sprawą zajęło się dolnośląskie kuratorium - m.in. rzecznik praw ucznia i wizytatorka szkoły. Beata Pawłowicz, dolnośląska kurator oświaty, przyznaje: - Dyrektor Warchalewski popełnił błąd, żądając podań i grożąc konfiskatą nagrań. Zaleciliśmy zmianę rozporządzenia. Kuratorium zdecydowało, że uczniowie będą mogli nagrywać fragmenty lekcji wskazane przez nauczyciela, a zasady rejestracji zostaną wpisane do statutu szkoły. MEN nie widzi potrzeby prawnego uregulowania problemu. - Wszystko leży w gestii dyrektorów szkół - informuje rzecznik ministerstwa Mieczysław Grabianowski. Barbara Kozielska-Pawłów nie zamierza rezygnować: - Na Zachodzie instaluje się kamery we wszystkich placówkach specjalnych po to, by rodzice mogli kontrolować, co dzieje się z ich upośledzonymi dziećmi. U nas z góry zakłada się ich złą wolę.