- Niestety, w społeczeństwie brakuje wiedzy o tym, że to choroba. Nie wie o tym nawet część lekarzy. Chory, który chce się leczyć, nie zawsze otrzymuje też właściwą pomoc u lekarza pierwszego kontaktu. Brakuje kompleksowego, multidyscyplinarnego podejścia do leczenia otyłości. Taki chory oprócz lekarza prowadzącego powinien mieć zapewniony dostęp do porad dietetyka i psychologa z wiedzą na temat problemu - powiedziała Magdalena Gajda. Gajda od czerwca pełni funkcję rzecznika przy Stowarzyszeniu Osób Chorych na Otyłość Maximus. Sama choruje na otyłość olbrzymią, ale dzięki operacji bariatrycznej, którą przeszła 3 lata temu, udało się zredukować masę ciała ze 136 do 73 kg. Zamierza działać m.in. przeciwko dyskryminacji tej grupy chorych. Wkrótce ma nadzieję spotkać się z rzecznikiem praw obywatelskich, rzecznikiem praw pacjenta i pełnomocnikiem rządu ds. osób niepełnosprawnych. - Chciałabym, żeby poparli moje działania i dostrzegli nas jako dużą grupę chorych - zaznaczyła. Magdalena Gajda ocenia, że osoby chore na otyłość są jedną z najbardziej dyskryminowanych mniejszości w Polsce. Wyróżnia cztery postaci wykluczenia. - Pierwsza to dyskryminacja wzrokowa - nikt nic nie powie wprost, ale patrzy wzrokiem pełnym potępienia, często z obrzydzeniem i odrazą. Dyskryminacja werbalna to wyzwiska: maciora, grubas itp. Są też przypadki agresji fizycznej, jak poszturchiwanie, czy wypchnięcie ze środka komunikacji miejskiej, bo zajmujemy za dużo miejsca. Wreszcie dyskryminacja w pracy - nie przyjmuje się osób chorych na otyłość lub nie powierza im odpowiedzialnych zadań w oparciu o negatywny stereotyp, że są mniej inteligentne, powolne, leniwe, niezorganizowane - wyjaśniła. - Moją rolą jest więc uświadamianie, że to choroba i należy ją leczyć - żeby być zdrowym, nie cierpieć na schorzenia współwystępujące, i pokazać całemu społeczeństwu, że skoro jesteśmy chorzy, to zasługujemy na taki sam szacunek jak inni chorzy - powiedziała. Jej zdaniem to właśnie odbiór społeczny ich wyglądu jest najtrudniejszy dla osób chorych na otyłość. - Spotkałam się ostatnio z 27-letnią chorą dziewczyną, waży 180 kg. Kiedy wzięłam ją za rękę, żeby okazać jej wsparcie, rozpłakała się. Spytałam dlaczego płacze. "Pani jest pierwszą osobą od 3 lat, która mnie dotknęła, bo wszyscy się mnie brzydzą" - odpowiedziała. Współczesna nauka ustaliła, że za to kiedy i co jemy odpowiadają hormony produkowane w przewodzie pokarmowym. Za przyczynę otyłości uznaje się zaburzoną neurohormonalną regulację spożywania pokarmów, na co chory nie ma wpływu. - Hormony w moim przewodzie pokarmowym wariują czasami strasznie. Gdybym się nie kontrolowała, mogłabym przez 3 dni siedzieć i jeść, bo cały czas jestem głodna. Jest cały system trików, którymi staram się to kontrolować i jestem szczęśliwa, że mi się to udaje przez 3 lata. Niewątpliwie jest jednak tak, że nasze życie się obraca wokół jedzenia, a właściwie kontroli nad nim, nawet kiedy już doprowadzimy do redukcji masy ciała - powiedziała Magdalena Gajda.