To miał być zwykły dzień w pracy jednego z urzędników z Karoliny Północnej. Jednak podczas rutynowego przeglądu budynku trafił on na wyjątkową niespodziankę. Jako inspektor odpowiedzialny za egzekwowanie przepisów prawa budowlanego udał się on na strych trzypiętrowego domu w Wilmington w Karolinie Północnej. To tam zastał ogromne 2,5-metrowe zwierzę. USA: Na strychu zastał aligatora. Myślał, że to zabawka Na początku, jak relacjonował, myślał, że to "jakaś wypchana zabawka". O całym zajściu opowiadał w taki sposób: - Wchodzę, zaczynam się rozglądać, trzy piętra do strychu. Potem wszedłem na strych, skręciłem za róg, rozejrzałem się i zauważyłem coś, co uznałem za sztucznego, wypchanego aligatora. Kontynuowałem swoją pracę, spojrzałem na niego jeszcze raz i zdałem sobie sprawę, że on porusza się i oddycha. W związku z tym zdecydowałem, że wycofam się, zrobię kilka zdjęć, zadzwonię do współpracownika i dam mu znać - mówił Brown. - Upewniliśmy się, że miejsce jest bezpieczne i ewakuowaliśmy ludzi, którzy byli na miejscu, poprosiliśmy ich o jego opuszczenie dla własnego bezpieczeństwa. A potem oczywiście wezwaliśmy osoby odpowiedzialne za nadzór nad zwierzętami. Inspektor mówił, że z powodu tego, iż na strychu było mało światła, na początku sam nie był pewien tego, co widzi. - Na początku się nie ruszał, wydaje mi się, że spał. Ale gdy oświetliłem latarką jego głowę, jego oczy zaczęły się otwierać, mrugnął do mnie, dając znak: "żyję". Jak mówił mężczyzna, kontrolą budynków zajmuje się od nieco ponad roku i nigdy nie widział czegoś takiego. Choć było to jego trzecie spotkanie z aligatorem w życiu, po raz pierwszy zetknął się z nim w pomieszczeniu. Do tej pory widywał w budynkach gryzonie i węże. "Nikt mi nie wierzył" Nie wiadomo, w jaki sposób aligator dostał się na strych. Brown sądzi, że zwierzę mogło wkraść się do środka w weekend, gdy drzwi do domu były otwarte, a następnie wspiąć się po schodach na strych. - Nikt mi nie wierzył. Wykonałem telefony, powiedziałem o tym ludziom, nikt mi nie wierzył. Dopiero jedna z osób zdała sobie sprawę, że nie żartuję i powiedziała o tym reszcie pracowników - opowiadał mężczyzna. Mówił też, że do tej pory podczas swojej pracy widywał małe gryzonie, wiewiórki, kilka razy zdarzyło się, że zobaczył węże. Od czasu spotkania z aligatorem, jak tłumaczy, "bardzo uważnie się rozgląda". - To było doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę. Jestem wdzięczny, że nikomu nic się nie stało - mówi.